Forum www.forks.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<   Twilight Fanfiction / Biblioteka opowiadań   ~   +16 [Z] Szpital nadziei
Patepetka
PostWysłany: Sob 11:44, 14 Mar 2009 
Wampir


Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin


Tylko nie mów, że tak już zostanie. Mam nadzieję, że ją wyleczysz i wszystko będzie dobrze.
Czy ja Ci już mówiłam, że świetnie opisujesz uczucia ludzi? Jeśli nie, to mówię to teraz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelie
PostWysłany: Śro 18:38, 18 Mar 2009 
Wyjątkowa istota


Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Zbliżamy się do końca historii. Wrzucam wam pierwszą część ostatniego rozdziału Smile Miłego czytania.


beta: klecza
Rozdział VIII

Ukojenie

Część I


– Prawda – szepnęła cicho, przyglądając mu się spod lekko przymkniętych powiek.
Zastanawiał się chwilę nad idealnym pytaniem.
– Mam – oświadczył triumfalnie. – Jeśli mogłabyś coś zmienić w swoim życiu, co by to było?
– Hm – mruknęła, odgarniając włosy z czoła.
Jej niebieska bluzka podwinęła się, odsłaniając brzuch.
– Myślę, że zmieniłabym jedynie ten głupi sweter, który miałam na sobie, gdy się poznaliśmy. Był taki niemodny – dodała, śmiejąc się, kiedy Edward przewrócił ją na plecy i zaczął łaskotać.
– Mnie się podobał.
– Tobie wszystko się podoba. Nie liczysz się.
Spojrzała mu głęboko w oczy.
– Prawda czy wyzwanie?
Mierzyli się wzrokiem.
– Wyzwanie. Ciekaw jestem, co też dla mnie wymyślisz.
Uśmiechnęła się figlarnie.
– Przebiegnij się wokół domu… – Jej głos przeszedł do szeptu. – nago!



***


E:

– Edwardzie… – mój głos ledwo wydobył się z gardła. – Nic nie widzę… – Czy to na prawdę się dzieje?
– Edwardzie, czemu nic nie widzę?


Przez chwilę nie byłem w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Jak miałem jej oświadczyć, że już nigdy nic nie zobaczy, że pozostanie w mroku?
To było ponad moje siły. Chciałem dla niej jak najlepiej, chciałem wierzyć w to, że uda nam się pokonać chorobę. Tak, nam. Bo to była nasza wspólna walka. Jej, jako pacjentki, a moja – lekarza od siedmiu boleści.
Bo jakim lekarzem byłem, kiedy nie mogłem pomóc najbliższej mi osobie? Zostałem rzucony na największą kłodę, jaką mogło mi podesłać życie. Czułem się bezradny i słaby w obliczu czegoś silniejszego od wiedzy medycznej. Silniejszego ode mnie.
Zastanawiałem się nad wyjściami, jakie w tej sytuacji miałem. Albo czekać na cud, albo już teraz skazać ją na śmierć. Nie miałem dużego wyboru, a żadne z nich nie było odpowiednie.
Wszystko wydało mi się teraz groteskowe. Nigdy nie pomyślałem, że znajdę się w miejscu, w którym, na dobrą sprawę, jestem widzem bez możliwości czynnego udziału.
To było jak najgorszy koszmar, który nie chciał się skończyć, tylko cały czas trwał, pogrążając mnie w coraz większym mętliku.
– Bell, mam z tobą rozmawiać jako twój lekarz, czy przyjaciel? – spytałem cicho, trzymając ją za rękę. Drżała niczym osika na wietrze.
– Po prostu mi powiedz… Co się dzieje?
Co się dzieje? Tracę cię. Powoli i bezpowrotnie oddalasz się ode mnie, a ja, głupi, nie mogę nic z tym zrobić. Bezsilność, jaka mnie ogarnęła, była czymś strasznym i tak rzeczywistym, że mogłem ją wręcz dotknąć.
– Nie odzyskasz wzroku. Guz… – głos mi się załamał. Nie mogłem jednak, tym bardziej przed nią, ukazywać słabości. Musiałem być silny i stanowczy. – ...naciskał na nerw. Przykro mi, Bell.
Usłyszałem, jak cicho załkała. Jej dłoń zacisnęła się wokół mojej. Delikatnie i z czułością sunąłem palcami po jej skórze.
– Czyli... Nigdy więcej cię nie zobaczę?
Wplotłem palce we włosy.
– Nie zobaczysz.
Jej szept przyprawiał mnie o dreszcze. Wieść, że nieuchronność jest coraz bliżej, zszokowała ją bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Już odebrano jej wzrok, co było najgorszą karą ze wszystkich, biorąc pod uwagę jej wolę i chęć do życia.
– Bell…
– Cii. Wszystko wiem. Nic nie mów, proszę. – Odwróciła twarz w stronę okna. – Dobrze, że przynajmniej znam ten pokój. – Uśmiechnęła się lekko, jakby próbowała żartować z sytuacji.
Pocałowałem ją w czoło, czując jej ciepło na ustach.
– Muszę iść na obchód. Wrócę do ciebie niedługo.
Skinęła lekko głową i gdy tylko puściłem jej dłoń, wsunęła ją sobie pod poduszkę i podkurczyła nogi.
Westchnąłem cicho, zostawiając ją samą.


***


– Nago??!! – krzyknął, patrząc na nią jak na wariatkę. – Proszę cię, to już cios poniżej pasa.
– Wiem, kochanie. O to chodziło – zachichotała wesoło, kuląc się ze śmiechu.
Spojrzał na nią z udawaną wściekłością i podparł głowę o dłonie, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
– Cóż… Mogę to zrobić, owszem. Ale musisz mi coś obiecać.
– Obiecać? – zdziwiła się i zmarszczyła brwi. – No dobra, co?
– Za taki wyczyn należy mi się całus.
– Niech ci będzie.
Rzucił jej przelotne spojrzenie i w mgnieniu oka ściągnął z siebie wszystkie ciuchy.
– Raz kozie śmierć – szepnął, wybiegając z pokoju.
Bella wyjrzała przez okna, z napięciem obserwując mężczyznę.
Biegł na około domu, śmiejąc się na cały głos. Sąsiadka z naprzeciwka wyszła, najpewniej zainteresowana głosami, dochodzącymi z podwórka.
– Dzień dobry, pani Howard! – krzyknął Edward, otwierając drzwi do domu i ukazując się kobiecie w pełnej krasie. – Ładny dziś dzień.




***


B:

To było jak zły sen. Ciemny, pusty pokój, w którym nie sposób nic dojrzeć, otaczał mnie z każdej strony. Nie mogłam lub też nie chciałam uwierzyć w to, że nie ujrzę już słońca ani uśmiechu Edwarda, ani spokojnego Natha. Nic. Pustka w pełnym tego słowa znaczeniu. Ból ścisnął mnie za serce. Byłam przygotowana wręcz na wszystko, ale tego nie wzięłam pod uwagę. Utrata wzroku sprawiła, że cała jasność, jakiej próbowałam się w życiu doszukiwać, ulotniła się jak dym z papierosa. Szybko i bezpowrotnie.
Nie mogłam sobie wyobrazić życia bez najważniejszego zmysłu. Jak mogłam funkcjonować? Jak przyzwyczaić się do mroku?
Dotknęłam swoich oczu, czując, jak łzy spływają mi po policzkach. Nie hamowałam ich. Chciałam, aby torowały sobie drogę przez skórę. Słony smak na ustach sprawił, że przyszło chwilowe uspokojenie. Powróciłam do rzeczywistości.
Zastanawiałam się, co teraz zrobię, jak będę mogła normalnie funkcjonować w świecie, który znałam, a który teraz stanie się obcy.
Nie wiedziałam i nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Usłyszałam czyjś śmiech, dochodzący z korytarza i po chwili otworzyły się drzwi.
Ktoś podszedł do mojego łóżka i głośno westchnął. Zmarszczyłam brwi.
– Cześć. – To był Nath. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam go szukać dłonią.
Poczułam, jak jego silna, męska ręka obejmuje moją.
– Jak się czujesz?
Prychnęłam głośno.
– Daj spokój. Nie rozmawiajmy o tym, nie teraz – poprosiłam. W myślach wyobrażałam sobie, jak siedzi ze spuszczoną głową niczym zbity pies.
Był bardzo uczuciowy, a to, co się dzieje, na pewno nie wpłynęło na niego pozytywnie.
– Nie martw się. Będzie dobrze. Opowiadaj, co u ciebie. Jak w pracy?
– Joyce, jak zwykle, wszczyna awantury, a David nie może pogodzić się mianowaniem mnie na kierownika – zaśmiał się. Podejrzewałam, że nerwowo przeczesuje włosy palcem wskazującym i serdecznym. Zawsze tak robił, gdy był zdenerwowany.
– Najważniejsze, że tobie się powodzi.
– Tak, właśnie... Co do naszej ostatniej rozmowy, to…
– Nic nie mów. Moja kolej. – Wciągnęłam głośno powietrze. – Z tego nic nie będzie. Nigdy by nie było. Jesteśmy zbyt różni od siebie… Kocham cię, ale jak brata. Nic ponadto. – Uścisnęłam jego rękę na znak pociechy. – Przykro mi, Nath. Nie chciałam, żeby kiedykolwiek do tego doszło.
– Rozumiem… Nie musisz nic mówić – wyszeptał i pocałował moją dłoń. – Na zawsze będziesz w moim sercu.
Uśmiechnęłam się lekko. Miałam nadzieję, że moja twarz zwrócona jest w jego stronę.
– Mogę mieć do ciebie prośbę?
– Oczywiście.
– Opowiedz mi ten wiersz, który tak uwielbiam… – poprosiłam cicho, przewracając się na plecy. – Chciałabym go usłyszeć.
Przez chwilę milczał, błądząc palcami po mojej dłoni.
Przy tobiem był. Z twych ócz lazuru
Wszechzapomnienia piłem zdrój;
I wszystko w nas było do wtóru,
I każdem tchnieniem byłem Twój.
Wiosennej jutrzni pierwsze groty
Różowe padły Ci na twarz.
Od wymarzonej w snach pieszczoty
Przecudowniejszy uścisk nasz!

Lecz oto słońce już nas płoszy,
Uciekać mi potrzeba w dal:
W uścisku twym tyle rokoszy!
W spojrzeniu twoim jaki żal!
Nie żegnaj mnie tym wzrokiem szklanym,
Odchodzącemu uśmiech daj.
Co to za szczęście być kochanym!
I kochać, Boże, co za raj!
*
– Dziękuję. – Pojedyncza łza spływała po policzku, gdy pocałował mnie w czoło i wyszedł.



*Johann Wolfgang Goethe – Powitanie i rozłąka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czaja1113
PostWysłany: Czw 14:17, 19 Mar 2009 
Wampir z Denalii


Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 694
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Chyba jej nie uśmiercisz??!! Nie możesz!!! Kiedy będzie druga cześć?! Ja chce już wiedzieć jak sie skończy!!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Patepetka
PostWysłany: Czw 17:48, 19 Mar 2009 
Wampir


Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin


Mam nadzieję, że z tego wyjdzie.
Jak ja podziwiam Twój styl .W jednej chwili piszesz wesoło, ze śmiechem, by zaraz pisać o rozpaczy i nieszczęściu.
Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się skończy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vampir
PostWysłany: Czw 18:06, 19 Mar 2009 
Wampir z Denalii


Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)


A sądziłam, że już to skomentowałam, ale cóż skleroza nie boli, przeczytałam i poszłam sobie
Błagam nie uśmiercaj jej! Moje życie starci sens, gdy to zrobisz.
Uwielbiam to, jak przeplatasz przeszłość z teraźniejszością. Ten fragment, gdy goły Edward wita się z sąsiadką, padłam przy nim i podnieść się nie mogłam, a potem znowu powrót do smutnej teraźniejszości Sad
Weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelie
PostWysłany: Nie 22:23, 22 Mar 2009 
Wyjątkowa istota


Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


No i kolejna wyprawa dobiegła końca Smile) Dziękuję za to, że czytałyście moje wypociny Smile)


Do tej części polecam tą piosenkę : [link widoczny dla zalogowanych]

beta: madam butterfly

Rozdział VIII

Część II



Bella trzymała w dłoniach zimną dłoń przyjaciółki. Nie mogła pogodzić się z myślą, że już nigdy nie usłyszy jej śmiechu, nie ujrzy błysku w oczach, nie pójdzie z nią na długie i męczące zakupy. Ból ścisnął jej serce, a kolejne oddechy stawały się torturą.
- Jak mogę żyć bez ciebie? Jak sobie poradzę? –Szeptała, spoglądając na spokojną twarz.
Ludzie zbierali się wokół trumny, szepcząc o czymś, czego Bella nie chciała słyszeć.
Jedyne, co się dla niej liczyło, to leżąca przed nią postać, w której nigdy nie zagości już życie.
Łzy spływały po jej policzkach, gdy przypominała sobie wszystkie chwile, jakie spędziła w towarzystwie Alice.
- Nie mogę się z tobą żegnać… - powiedziała cicho i ucałowała trzymaną w rękach dłoń.
Odeszła jak najszybciej, zostawiając za sobą tłum nieznanych ludzi.


***

B:

Z godziny na godzinę ból się wzmagał. Nie mogłam logicznie myśleć, kiedy czułam, jak coś rozsadza mi głowę. Utrata wzroku była czymś abstrakcyjnym i wciąż nierealnym. Starałam się ze wszystkich sił przyzwyczaić do nowej sytuacji i nie myśleć o tym jak o kolejnej karze za coś, co być może zrobiłam.
Czułam, że mój organizm powoli słabnie i poddaje się. Podświadomie zdawałam sobie sprawę z tego, że mój stan nie potrwa długo. Obawiałam się tego, co ma nastąpić. Choć nieznane zawsze napawało ludzi pewnego rodzaju lękiem, to i tak brnęliśmy w tym kierunku, zapominając o sobie i o całym świecie.
Ja nie chciałam zapomnieć. Chciałam pamiętać wszystko i jeszcze więcej. Nie mogłam pogodzić się z myślą o utracie Edwarda. Dopiero co go odzyskałam, na nowo się poznaliśmy a los chce, by początek stał się końcem.
Nie przerażała mnie śmierć, lecz brak Edwarda.
Moje rozmyślania przerwała pielęgniarka.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się lekko. – Damy pani trochę morfiny, aby uśmierzyć ból.
Skinęłam lekko głową na znak podziękowania. To było mi teraz potrzebne. Cisza i spokój.
Musiałam choć trochę zregenerować siły. Chciałam wyglądać przed nim na wypoczętą, bez trosk. Miałam nadzieję, że taki widok podniesie go trochę na duchu i na chwilę odegna czarne myśli.
Po chwili poczułam błogie odrętwienie. Ból ustąpił.

***

-Czekoladowe czy waniliowe? – spytał, gdy stali w kolejce.
Zastanawiała się chwilę, spoglądając na lody.
-Truskawkowe – zaśmiała się cicho, opierając się o jego plecy.
Po chwili podał jej smakołyk i poprowadził w stronę ławki.
Jej sukienka delikatnie powiewała na wietrze. Uwielbiał ten kolor. Niebieski zawsze kojarzył mu się z czymś subtelnym.
- Szkoda, że nie mam aparatu. Taki widok trzeba uwiecznić. – Mrugnął do niej, zatapiając język w lodzie.
Patrzyła na niego uważnie i dopiero po chwili zorientowała się, że coś cieknie jej po palcach.
Zarumieniła się.
- Nic nie szkodzi. Wiesz, że to lubię. – uśmiechnął się lubieżnie, biorąc jej dłoń w rękę. Powoli zaczął zlizywać loda z jej palców.
- Widzisz, już po problemie.


***

You'll never know the way it tears me up inside to see you...
I wish that I could tell you something to take it all away.


E:

Pogrążałem się w ciemności, powoli podążając za nią. Świat wydawał się pusty i obcy, odległy o miliony lat świetlnych. Moją koncentrację szlag jasny trafił. Nie mogłem się nad niczym skupić, bo wciąż słyszałem jej słodki głos, czułem orzeźwiający zapach jej ciała. Nie mogłem się od tego opędzić. I nie chciałem. To było coś, co trzymało mnie w jednym kawałku i nie pozwalało się rozsypać. Kolejny raz wertowałem książki, publikacje medyczne, w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki. Nic. Każdy specjalista odradzał jakichkolwiek operacji, gdyż pacjent o tak słabym stanie nie miał szans na przeżycie.
Nie mogłem nic zrobić, aby jej pomóc. Czułem przez to wstręt do siebie. W końcu byłem lekarzem, do diabła! Jak można utknąć w takim miejscu?
- Doktorze, musi pan tam pójść… Jest źle. – Głos pielęgniarki wyrwał mnie z zadumania.
Spojrzałem na nią i poczułem, jak strach ściska mnie za serce. Nie, szeptałem, nie…
Szybko pobiegłem do sali, w której leżała. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie. Po omacku szukała mojej dłoni.
Dotknąłem jej i przysiadłem na łóżku, wdychając jej zapach.
- Już nie boli… - szepnęła cicho i uśmiechnęła się smutno.
Nie oddychałem. Czas się zatrzymał i byliśmy tylko my. Nie w szpitalu, lecz na ławce w parku, trzymając się za ręce.
- Czego można chcieć więcej? – pytała cicho, spoglądając na wysokie drzewa.
- Teraz? Nic nam nie jest potrzebne. – odparł i pocałował ją w czoło.

Chciałem tam wrócić razem z nią, zapomnieć o wszystkim i cofnąć się do chwil, w których nie liczyliśmy minut ani sekund. Tam mogliśmy być szczęśliwi do końca świata.
- Wiesz, cały czas wspominam naszą wyprawę w góry – ledwo ją słyszałem. Jej głos powoli słabnął.
Nie mogłem o tym myśleć, nie teraz, gdy trzymała mnie za dłoń.
- Bell…
- Pamiętasz? Było fantastycznie… W pewnym momencie musiałeś mnie wprowadzać na górę, taka byłam słaba. – Szukała czegoś dłońmi. Po chwili dotknęła mojej twarzy. Delikatnie badała zarys szczęki, ust.
- Wcale nie jesteś słaba. Jesteś najodważniejszą osobą, jaką znam. – powiedziałem cicho i położyłem się obok niej. Czułem, jak zareagowało jej ciało. Wtuliła się we mnie głęboko, zaczerpując powietrze.
- Edwardzie… Ja chciałam ci tyle powiedzieć, tyle dać… - Zasłoniłem jej usta dłońmi.
Zbierało mi się na płacz. Powstrzymałem się jednak, bo nie chciałem okazać jej słabości. Miałem być silny. Dla niej.
- Nie musisz nic mówić – delikatnie gładziłem jej długie włosy i wdychałem ich zapach.
- Przepraszam cię za wszystko… - wykrztusiła cicho, biorąc mnie za rękę. – Wiem, że to nic nie znaczy w tych okolicznościach – zaczerpnęła głośno powietrza. –Ale kocham cię… I zawsze będę… -Widziałem, jak jej łzy torowały sobie drogę po policzku. Otarłem jedną z nich.
- Ciii… Liczy się to, co jest teraz – pocałowałem ją lekko w usta, czując słony smak łez.
- Wszystko mnie boli… - wyszeptała i wtuliła się we mnie. – Dziękuję ci za wszystko…
Czułem, jak powoli słabnie w moich ramionach. Nie!!!, mój umysł krzyczał.
- Bell… wzajemnie.
Uśmiechnęła się przez łzy.
- Żałuję, że nie mogę cię teraz zobaczyć… Oddałabym za to wszystko – Coraz częściej łapała hausty powietrza.
- Pod łóżkiem coś jest… Otwórz to, później… Tam jest wszystko… Wszystko, co chciałam ci dać..
Spojrzałem na nią zdezorientowany. Wiotczała w moich ramionach, a uścisk jej ręki zelżał.
- Zostań ze mną! Proszę, zostań… - szeptałem cicho, całując ją po twarzy. Czułem, że się odprężyła.
- Wybacz mi… - powiedziała słabo, wydając z siebie ostatnie tchnienie.
Przytulałem jej bezwładne ciało, nie wierząc w to, że odeszła.
- Nie!!!! – krzyknąłem, patrząc na jej spokojną twarz. – Nie… - dodałem cicho.


***

Dopiero po paru godzinach byłem w stanie spojrzeć pod jej łóżko. Znalazłem pudełko z drewna. Zabrałem je do gabinetu i tam otworzyłem. Moim oczom ukazał się plik papierów i kilka zdjęć. Na jednym z nich była Bella ubrana w sweter, przemoczona do suchej nitki. Dokładnie pamiętałem, kiedy je robiłem. Wspomnienia uderzyły mnie z ogromną siłą. Nie mogłem się pozbierać i uwierzyć, że już jej nie ma. Ból rozsadzał moją klatkę piersiową. Ze wszystkich sił starałem się być twardy, nie popadać w obłęd, tylko oddychać. Spokojnie i powoli oddychać dla niej.
Wyciągnąłem plik papierów.
Edward Cullen.
To były listy, które do mnie pisała. Kolejna fala tęsknoty i żalu uderzyła we mnie ze zwiększoną siłą.
Otworzyłem pierwszy z nich. Poznałbym jej pismo wszędzie. Delikatne, kobiece zaokrąglenia przy niektórych literach to jej znak szczególny.


Kochany Edwardzie,
Nasza córeczka miałaby teraz cztery latka. I zapewne wyglądałaby tak jak ty, mały cherubinek z burzą ciemnych loków.
Często zastanawiam się nad tym, jakby potoczyło się nasze życie, gdybym z tobą została. Czy bylibyśmy nadal tak szczęśliwi i pewni siebie jak kiedyś? A może po kilku miesiącach pozabijalibyśmy się z powodu różnic charakterów?
Ja w każdym razie cały czas o tobie pamiętam. Gościsz w moich myślach częściej niż ktokolwiek inny.
Mam nadzieję, że masz się dobrze.

Kocham.
Bell.


Wszystkie słowa zlały mi się w jedną, gigantyczną próżnię. Odłożyłem list na bok i otworzyłem kolejny.


Edwardzie.
Żałuję, że nie ma cię teraz przy mnie. Jestem chora. I to poważnie. Jesteś mi potrzebny.
Nie wiem co robić, gdzie szukać pomocy…

Bell


Nie mogłem czytać dalej. Widziałem ją przed oczami, jakby stała tuż obok. Uśmiechnięta.
Gdzie jesteś Bello?, pytałem się w myślach. Gdzie?
Nie chciałem przyszłości bez niej. Gdy zamknąłem pudełko, po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.

***

– Złap mnie! – krzyczała, śmiejąc się na cały głos. Uciekała między drzewa, odwracając się co chwilę.
Pobiegł za nią. Na początku dawał jej szanse.
- Zaraz będę cię miał! – Jego melodyjny głos doleciał do niej, gdy zatrzymała się za największym dębem.
Edward złapał ją za rękę i pociągnął na trawę.
- Jesteś moja. – szepnął cicho, zanurzając twarz w jej włosach.
- Na zawsze. – Pocałowała go mocno. – Na zawsze.


Koniec


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Scott
PostWysłany: Pon 10:42, 23 Mar 2009 
Początkujący


Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: New York- Kerry -Londyn- Trondhaim ... Tam gdzie Diabeł mówi "Dobranoc"... ]:->


Nie wiem jak inni, ale ja na ten weekend miałam dość smutnych zakończeń, kończących się śmiercią Bells. Mam tu na myśli BŚ Wink
Jednak w przeciwieństwie do BŚ, nie byłam w stanie przewidzieć końca Twojego ff. Zatytułowany jest 'Szpital Nadziei', więc miałam ową nadzieję na cudowne uratowane Belli.
Fakt, tragedia, jaką przeżyli z Edwardem była dla mnie szokująca.
W swoim ff zastosowałaś retrospekcje, i to liczne, dzięki temu mogliśmy zobaczyć, jak przebiegał związek Belli i Edwarda zanim zainterweniował Carlisle, który o dziwo był postacią negatywną w tym opowiadaniu.
Zaskoczyła mnie czułość, oddanie i wierność twoich bohaterów. Ich miłość przedstawiona była w naturalny sposób, a ukazane przez Ciebie sytuacje i zdarzenia, utwierdził mnie w przekonaniu, że nie wszyscy ludzie zdolni są tak kochać.
Bells zdecydowała się opuścić Edwarda mimo, że nosiła jego dziecko, mimo, że kochała go nad życie. Po tragicznym wypadku nie zawiadomiła Edwarda o śmierci ich córeczki. Nie zwróciła się też do niego o pomoc, gdy dowiedziała się, że jest nieuleczalnie chora. Przez swoją dobroć i ufność dała się omotać knowaniom Carlisla, który chciał by syn został światowej sławy lekarzem, a Bella będzie mu tylko na tej drodze przeszkadzać.
Z kolei Edward ujął mnie swoją czułością i romantyzmem wobec Belli. Jeśli na świecie istnieje taki facet, który za każdym razem mówi swojej dziewczynie, że ją kocha i będzie z nią na zawsze, to ja się po niego zgłoszę Smile
Zakończenie jest niesamowicie wzruszające, a emocje jakie ukazałaś w opowiadaniu, sprawiły, że jeszcze długo będę pamiętać losy śmiertelnie chorej Belli Swan i jej lekarza, Edwarda Cullena, których w przeszłości łączyła niespotykana miłość, i która pozostała nawet po śmierci bohaterki.

Corni, masz jak najszybciej brać się do pisania kolejnego ff, ale ma mieć DOBRE zakończenie Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czaja1113
PostWysłany: Pon 14:23, 23 Mar 2009 
Wampir z Denalii


Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 694
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Sad Aż sie popłakałam Sad Kurcze to było boskie. Aż słów mi brak- po prostu cudowne i tyle. Nie wie jak ty to robisz ale wkładasz w opowiadania tyle emocji że udzialają się wszystkim! Jak żałuje że to koniec :/ Napisz coś jeszcze...cokolwiem... prosze

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vampir
PostWysłany: Pon 14:33, 23 Mar 2009 
Wampir z Denalii


Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)


Wiesz, że przez ciebie niemal płacze, o... już łzy mi zciekają po policzkach.
Przeczuwałam, że ona jednak umrze, a mimo to wciąż w to nie wierze. Nie wierzę, że koniec jest smutny.
W szkole pisałam podobne opowiadanie i tam moja bohaterka umarła. Już wtedy wiedziałam, że kiedy kliknę na ten adres, gdy przy tytule będzie koniec będzie śmierć, ale cały czas i tak mam dołka.
W tym tygodniu nastał też koniec BŚ i tam śmierć Belli była niespodziewana, co innego u ciebie. Ty nas na nią przygotowałaś. Dziękuje, dziękuje za to ff oraz że tymi momentami, kiedy przenosiliśmy się w czasie sprawiałaś, że śmiałam się
Masz bardzo dobry styl pisania. Czekam na twoje kolejne ff lub inne opowiadania i życzę ogromnej weny na przyszłe dzieła
Mam nadzieję, że przynajmniej Lodową Księżniczkę zakończysz szczęśliwie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Patepetka
PostWysłany: Pon 19:58, 23 Mar 2009 
Wampir


Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin


A ja cały czas miałam nadzieję, że ją jednak uratujesz. Szkoda, ale z drugiej strony nie byłoby tak wzruszającego zakończenia. A było. I to bardzo.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 3 z 3
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Forum www.forks.fora.pl Strona Główna  ~  Twilight Fanfiction / Biblioteka opowiadań

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach