Forum www.forks.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<   Twilight Fanfiction / Biblioteka opowiadań   ~   +18 [Z] Gdy zgasną światła
Kithira
PostWysłany: Pon 13:27, 23 Lut 2009 
Początkujący


Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


śwqietne opowiadanie:) Widze, że masz niezłą wyobraźnie i fajnie mieszasz wątki:) Podoba mi się, ze ujęłaś w tym i Belle i Tanye i samego Jamesa Smile Postać Liz jest intrygująca Smile Podoba mi się , tylko małe pytanie? Liz zemdlałą? Z tego co mi wiadomo to wampiry nie mdleją, ale w sumie to Twoja wyobraźnia:) Życzę dużo WENY:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justka xP
PostWysłany: Wto 19:55, 24 Lut 2009 
Wampir z Denalii


Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 761
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Forks


Jak narazie przeczytałam jeden rozdział, ale jest super!! Spróbuje jeszcze dzisiaj przeczytać te kolejne części. Kobieto, myślę, że możesz wydać książkę!! A Edward pod koniec 1 rozdziału! Ach i och... Tak trzymaj!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justka xP
PostWysłany: Wto 22:06, 24 Lut 2009 
Wampir z Denalii


Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 761
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Forks


Jak mogłaś?? Taki fajny moment!! co będzie z Liz?? Czemu Edward tak się zachowuje?? Wstaw kolejną część!! SZYbko!! POTRZEBUJĘ JEJ

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelie
PostWysłany: Wto 22:35, 24 Lut 2009 
Wyjątkowa istota


Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


A wiec kolej na część VI xD Co do tego, że zemdlała, tłumaczyłam wcześniej Wink


Rozdział VI


Ból



Całe moje ciało, każda komórka, nawet myśl, bolała jakby przejechał po mnie samochód. Wszystko słyszałam, jednak nie byłam w stanie zareagować. Tak bardzo chciałam uciec od Jamesa, od jego planów, które z pewnością snuł. Moje poczucie bezpieczeństwa legło w gruzach. Nie wiedziałam, gdzie mnie prowadzi. Ten wymyślony przez niego element zaskoczenia sprawił, że bałam się jeszcze bardziej. Czego mogłam się spodziewać? Nie znałam odpowiedzi. W tym momencie, przewieszona przez jego ramię, czułam jak powoli zapadam się w siebie, tonę we własnych lękach. Nikt nie mógł mi pomóc, bo kto miałby to zrobić? Od początku byłam skazana na porażkę. Pogodzenie się z nią wykraczało poza moje granice. Nie mogłam wybaczyć sobie nadziei na lepsze życie, jaką żywiłam po ucieczce od Jamesa. Teraz wszystko, co chciałam kiedyś pokochać, poznać – zostało w sferze marzeń. Gdybym mogła uronić choć łzę, opłakać stracone życie. Nie mogłam. Byłam zdana na jego łaskę. Czy zmienił się od naszego ostatniego widzenia? Pewnie nie. Sam Laurent ostrzegł mnie przed jego planami. Biedny Laurent, co też się z nim stało? Chciałam, aby wyszedł z tego obronną ręką. Nie zasługiwał na taki los.
W myślach modliłam się o to, by szybko ze mną skończył. Nie wiem czy wytrzymałabym, gdyby przedłużał tortury, które na pewno przyszykował.
- Ciii maleńka. Już nie daleko. Zaraz będziemy w domu. – Szepnął mi do ucha, delikatnie pocierając policzek. Wzdrygnęłam się w sobie z obrzydzenia. Jego obecność działała na mnie w sposób niezmiernie niekorzystny. Całą sobą czułam jego bliskość, która napawała mnie coraz większym wstrętem.
Boże, niech to się szybko skończy. -Błagałam w myślach. Czekanie na koniec wszystkiego, całego świata, jaki się znało, wydaje się nieskończonością. Pustą, szarą plamą, którą zaraz zakryje krew.
Usłyszałam, jak otwiera drzwi.
- Vicki, wróciłem. Zaopiekuj się nią. Jeśli spadnie jej chociaż jeden włos z głowy to obiecuję, że zgnijesz w ziemi. – Powiedział do kobiety. Jej zapach był słodki, drażnił mnie. Podświadomie starałam się wyobrazić jej twarz. W moich myślach wyglądała jak dzika kotka, która gotuje się do ataku. Napięta atmosfera, która panowała w pokoju, jeszcze podsyciła ten obraz.
Powoli odzyskiwałam wzrok. Ból zaczął mijać. Ruszyłam palcem, aby zorientować się, na ile wróciła mi sprawność. Próbowałam coś zobaczyć w tym półmroku. Mgła przed moimi oczami umożliwiła mi zorientowanie się, że jestem w drewnianej chatce. Było ciemno.
Na stole walały się gazety i zaschnięte już kwiaty. Kobietę, która stała przede mną, ledwo mogłam ujrzeć.
Miała na sobie skórzane spodnie i obcisłą zieloną bluzkę. Spoglądała na mnie jak na swojego wroga. Zdziwiło mnie to tym bardziej, że nigdy w życiu jej nie spotkałam.
- Hm, a więc to ciebie poszukiwał James. – Powiedziała ironicznie, przyglądając mi się bacznie.
Z sekundy na sekundę odzyskiwałam siły. Wzrok ponownie nabrał ostrości. Spojrzałam jeszcze raz na jej twarz.
- Wcale nie jesteś taka piękna. – Oceniła i machnęła ręką. Usiadła na krześle i zaczęła szperać w gazetach. Po chwili wyciągnęła jedną, którą zaczęła czytać.
- Cóż. Nie będę ukrywać, że nie wiem, po co mnie tu przywlókł. – Powiedziałam, usadawiając się naprzeciwko Victori.
Zmarszczyła brwi w grymasie niezadowolenia. Chciałam za wszelką cenę wybadać, na ile posłuszna jest Jamesowi.
- Przecież ja mu powinnam wystarczać. – Mruknęła sama do siebie, przybierając ton obrażonego dziecka. Od razu zorientowałam się, że nie będzie trudną przeciwniczką. Była zbyt egoistyczna, by przejmować się tym, co się ze mną stanie.
- Widzisz, ja mogę zniknąć. Nikt się nie dowie. – Namawiałam ją. – James nie będzie cię obwiniał. Tylko ty mu zostaniesz… - kontynuowałam cichym, melodyjnym głosem. Miałam nadzieję, że łyknie haczyk.
Zlustrowała mnie od góry do dołu, odgarniając włosy z czoła.
- Nie. – Odparła krótko, ucinając rozmowę.
Rozejrzałam się wokół, poszukując jakiegoś punktu zaczepnego, możliwości ucieczki. Kolejny raz. Czy już zawsze będę musiała się ukrywać?
Uśmiechnęłam się do siebie, gdy natrafiłam na młotek leżący w rogu pokoju. Wstałam, udając zainteresowanie firankami w oknie. Szybko rzuciłam się na przedmiot, gdy Victoria złapała mnie za włosy i pociągnęła na ziemię.
- Nawet o tym nie myśl. – Warknęła mi wprost do ucha. Kopnęła mnie dwa razy w brzuch i zadała cios w twarz. – A teraz leż i czekaj aż pan przyjdzie.


***

- Zgubiłem ich… - Powiedziałem zawiedziony do Jaspera, kiedy mnie dogonił.
Spojrzał na mnie smutno, po czym oparł się o pień drzewa.
Czułem się podle. Gdyby nie kłótnia, jaka wywiązała się miedzy mną a Liz, mogłoby nigdy nie dojść do tej sytuacji. To moja wina. -Powtarzałem sobie przez całą drogę do domu. Moje zachowanie jest niewybaczalne.
Krzyk, jaki usłyszałem kilka godzin temu na parkingu, zmroził mnie do szpiku kości. Bałem się o nią. Podejrzewałem, że porwał ją James – stwórca, którego tak nienawidziła. Ponowne spotkanie z nim na pewno wywołało w niej lęk.
I teraz jest gdzieś tam, sama, bo ja traktuję ją w sposób obrzydliwy.
- Jazz, idź do domu. Powiedz Alice, że zaraz się z nią spotkam. – Zakomunikowałem bratu i stanąłem przy prezencie Liz. Z czcią dotknąłem karoserii, przejeżdżając palcami w dół. Wyobrażałem sobie, że ona nadal tu stoi, rozmawia ze mną, uśmiechając się promiennie. Jej włosy rozwiewa wiatr.
Nie, to nie było możliwe. Nie możemy być sobie bliscy. Choćbym bardzo tego chciał. Otrząsnąłem się z marzeń i szybko wbiegłem do domu. Cała rodzina zebrała się w salonie.
- Musimy ją jak najszybciej odnaleźć. – Powiedziała roztrzęsiona Esme, wsparta na ramieniu męża. Wyglądała jeszcze bladziej niż zwykle. Nie wiedziałem, że jest to możliwe. Każdy z członków rodziny, przejęty zniknięciem Liz, rozpatrywał każdą z możliwych opcji, aby jak najszybciej sprowadzić dziewczynę do domu. Nawet Rosalie, tak nieufna wobec innych i zgrywająca zimniejszą niż jest w rzeczywistości, była zdruzgotana tym, co się wydarzyło.
Stanąłem w progu, przysłuchując się im. Sam nie wiedziałem, co dalej. Jak postąpić?
- Trzeba jeszcze raz odnaleźć trop i podążać nim, jak dalej się da. – Zaproponowała Alice, z wyczekiwaniem spoglądając na resztę.
Jaki plan będzie najlepszy? Nie wiem, ale powinien pomóc nam w odnalezieniu Liz. Teraz tylko ona się liczyła.
- Rozdzielimy się. Ja z Jazzem i Rosalie pójdziemy na południe. Edward i Emmett poszukają na wschodzie. A Carlisle z Esme przeszukają zachód. W końcu natrafimy na trop. – Szepnęła Alice, po czym wtuliła się w Jaspera. Ten delikatnie pogładził ją po plecach i powiedział coś na ucho.
- Bierzmy się w takim razie do roboty! Czas ucieka. – Emmett klepnął mnie po ramieniu i dał znak, żebyśmy wyszli.
Alice nagle znieruchomiała i podtrzymała się na ramieniu Jaspera. Wzrok miała utkwiony we mnie, ale czułem, że nie patrzyła na mnie. Podświadomie wiedziałem, że to nie będzie nic dobrego. Przygotowywałem się w myślach na coś, co mnie zaskoczy, wbije w ziemię. I nie myliłem się. Gdy wizja się skończyła, Alice odwróciła się w stronę okna. Przez chwilę stała tak, oniemiała, nie zważając na to, że czekamy na wiadomość. Na każde słowo, choćby było trudne do przełknięcia.
- Alice?... – Spytałem cicho, sądząc, że zapomniała o naszym istnieniu. Poruszyła się i spojrzała mi w oczy.
- James… On… On chce ją zabrać do Włoch. Widziałam Volturi… I dużo trupów… - jej słowa zawisły w powietrzu jak groźba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
love_twilight
PostWysłany: Wto 22:53, 24 Lut 2009 
Wilkołak


Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań


O ja, o ja, o ja, o ja, o ja!!
Nie, nie do Volturi!!

ff super, mam tylko jedno zastrzeżenie:
CZEMU TAKI KRÓTKI?????!!!!!

Ale tak w ogóle to super, naprawdę świetnie piszesz i CHCE WIĘCEJ!Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kithira
PostWysłany: Wto 23:04, 24 Lut 2009 
Początkujący


Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Ja tu grzecznie i cierpliwiwe czekam a tu co Sad tak krótko? ehh w sumie wiem jak jest ciężko ;D niesamowite emocje ;D ale Volturii>? za co? heh dobra teraz nie będę taka grzeczna.. CHCĘ WIĘCEJJ !!!!!! Smile taki krótki apel ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Scott
PostWysłany: Pią 18:14, 27 Lut 2009 
Początkujący


Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: New York- Kerry -Londyn- Trondhaim ... Tam gdzie Diabeł mówi "Dobranoc"... ]:->


Miałam już wcześniej napisać swoje odczucia po Twoim ff, ale jakoś nieczęsto wchodzę na TS Wink <nie>
Pewnie z powodu tych wszystkich sporów i fochów... ale wracając do meritum sprawy...

Croni, u-w-i-e-l-b-i-a-m-C-i-ę! ! !
Biorę Cię w całym komplecie, pakiecie z Twoim talentem! Very Happy
Styl pierwszorzędny, umiesz budować napięcie, opisy są naprawdę sycące i wszystko co zostaje czytelnikowi to wyobrazić sobie sytuacje, miejsca, zdarzenia, osoby, które tak malowniczo opisujesz Very Happy

No, ale pewnie często to słyszysz Wink
Ave Vena <jak>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gumoll
PostWysłany: Pią 22:30, 27 Lut 2009 
Człowiek


Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań city


twoje opowiadanie jest świetne i jeszcze lepiej się czyta bo nie jest to coś z serii twilight tylko twoja twórczośćSmile szkoda tylko, że ostatni rozdział taki krótki:D i jestem bardzo ciekawa jaką Liz ma umiejętnośćVery Happy ale sądząc po trupach i po tym, że nie chce jej używać chyba nic dobrego:|

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez gumoll dnia Pią 22:40, 27 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelie
PostWysłany: Sob 17:27, 28 Lut 2009 
Wyjątkowa istota


Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Smile) Nie mordujcie, dzisiaj w nocy pojawi się kolejny rozdział, bądźcie cierpliwe Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gumoll
PostWysłany: Nie 12:07, 01 Mar 2009 
Człowiek


Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań city


no i gdzie ten kolejny rozdział co miał się pokazać hmm??RazzRazzRazzRazzRazz
nie należe do osób cierpliwych:P


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelie
PostWysłany: Nie 13:37, 01 Mar 2009 
Wyjątkowa istota


Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Rozdział VII


Groźba


- James… On… On chce ją zabrać do Włoch. Widziałam Volturi… I dużo trupów… - jej słowa zawisły w powietrzu jak groźba.



Nie chciałam tego widzieć. Wizja, jaka rozbłysła w mojej głowie, wywołała nagły przypływ zimnego dreszczu. Czułam jak osuwam się w ciemność. Liz, moja ukochana przyjaciółka. Nie mogłam im powiedzieć wszystkiego. Musiałam się pilnować, by Edward nie odgadł, co dokładnie pojawiło się w wizji. Było to trudniejsze, niż się spodziewałam. Spoglądał na mnie spod długich rzęs w oczekiwaniu na coś, co miało nie nadejść. W tym moja nadzieja.
Westchnęłam głęboko. Jak najszybciej musimy się rozdzielić. Skinęłam na Jaspera i Rosalie. Od razu zrozumieli o co mi chodzi. Pożegnaliśmy się z resztą i ruszyliśmy w drogę.
Gdy znaleźliśmy się daleko od domu spokojnie mogłam powrócić myślami do Liz.
Nie wiedziała co ją czeka. Ja tak. I była to jedna z najgorszych prawd, jakie chciałam znać.
Smutek – to jedyne co mi towarzyszyło. Tortury cielesne byłyby dla Liz prostsze i łatwiejsze to zniesienia niż to, co James dla niej planuje.
Jej dar, jej siła zostanie poddana okrutnej próbie. Ucierpi na tym nie ciało a dusza.
Liz jest osobą zbyt wrażliwą, by mogło ją to obejść. Miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko nad jej losem. Bałam się o to, co może się stać. Jak daleko posunie się James?
Rosalie z Jasperem rozmawiali o czymś, jednak nie miałam ochoty skupiać się na tak pobocznych sprawach.
Ze wszystkich sił starałam się ujrzeć jak postąpi Liz. Wiedziałam, że nienawidzi swojego daru, że jest to wbrew jej zasadom. Bałam się, że nie odzyskam jej takiej samej.
- Mamy coś! – krzyk Jaspera wyrwał mnie z rozmyślań. W powietrzu unosił się dziwny, nieprzyjemny zapach. Podążyłam za nim. Doprowadziło mnie to do starej, pustej chaty. Widoczne były ślady po bójce. Obok odrzucającego zapachu pojawił się inny. Liz. Była tutaj.
- Zabrali ją! Była tak blisko… - wyszeptałam zakrywając twarz dłońmi. Jasper przytulił mnie delikatnie.


***


Włochy. Cudowne miasto. Uśmiechnąłem się do siebie na myśl, co też się dzisiaj wydarzy. Miałem ochotę torturować ją, zmusić do posłuszeństwa, do bycia taką jak ja. Jakiś alarm w głowie mówił mi, że prędzej czy później zniszczę jej wrażliwość. Wiedziałem nawet jak to zrobię. Jej dar był dla mnie cudowny. Sam chciałbym taki mieć. Ale mając Liz przy sobie mogłem pozwolić sobie na wszystko.
- Vicki! Jak z nią? – spytałem spoglądając na kobietę. Obok niej szła moja zdobycz, w zawiązanych oczach. Po ustach spływała jej strużka krwi. Czas, aby nauczyła się, że ze mną się nie zadziera.
- Idź. Sprowadź mi dziecko i matkę. – Vicki szybko umknęła w ciemnościach. Złapałem Liz za rękę i poprowadziłem w stronę jednego z najmroczniejszych zaułków. Otarłem jej krew z ust. Wzdrygnęła się i syknęła.
- Zostaw mnie – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Nie dotykaj mnie.
- Oj Liz, nie bądź taka niedobra. Jesteśmy przecież starymi przyjaciółmi.
- Nigdy nie byliśmy i nie będziemy. Jesteś potworem. Ja nie – syknęła wściekła plując mi w twarz.
Uderzyłem ją prawą ręką.
- Jeszcze dzisiaj będziesz taka jak ja. – zapowiedziałem jej.
Vicki! Gdzie ty kurwa jesteś?!


***


Czułam do siebie obrzydzenie. Nie mogłam uwierzyć, że znalazłam się we Włoszech, wraz z Jamesem. To było nierealne. Kiedy to się skończy? Kiedy w końcu zrozumie, że nie zrobię tego, co będzie chciał?
Wierzyłam, że szybko sobie odpuści. Tylko wiara mi pozostała. Jestem daleko od domu. Nie wiedzą gdzie mnie szukać. Zostałam skazana. Na siebie, na litość Jamesa. Czułam jak krew spływa mi po ustach. Nie przejmowałam się tym. Czekałam. Podświadomie czułam, że mnie zniszczy, doprowadzi do tego, że znienawidzę samą siebie. Rozmowa jego i Victori utwierdziła mnie w tym przekonaniu.
Jedyną jasną myślą był Edward. Pojawił się w mojej głowie znikąd. Jego uśmiech trzymał mnie w ryzach. Dla niego chciałam wyjść cało z tej opresji. Dla niego przeniosłabym góry. Wszystko. Jednak zawsze jest jakieś ale. On nie czuł tego samego. Nie mógł czuć. Nie pokochałby przecież kogoś takiego jak ja. Potwora. Miał przecież Bellę. Czystą, niewinną, nieskażoną istotę. Nie miałam mu tego za złe. W końcu była cudowna.
Gdyby chociaż raz spojrzał na mnie z uczuciem. Chciałam wiedzieć, jak to jest, kiedy miękną ci kolana, motyle grasują w brzuchu, nie możesz oddychać. Choć raz.
Usłyszałam czyjeś kroki.
- Nareszcie! Co tak długo? – syknął wściekły James. Ściągnął mi opaskę z oczu i uwolnił ręce.
Przede mną stała młoda dziewczyna trzymającą w objęciach czteroletnią dziewczynkę.
- Nie róbcie nam krzywdy.. Proszę… - błagała klękając przed nami. Poczułam ucisk w gardle. Chciałam podejść do niej i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Kłamałabym.
- Zamknij się ścierwo! – James wyrwał dziecko z objęć matki. – Liz, słonko, przyszła twoja kolej. Wybieraj – mama czy dziecko.
Spojrzałam na niego wściekła. Bezsilność. Wiedziałam do czego zmierza.
- Nigdy!
- Skoro tak, to ja zabiję dziecko. – krzyk kobiety rozsadzał mi bębenki.
- Przestań! – krzyknęłam. – Co mam robić?... – czy to mój głos?
James uśmiechnął się.
- No więc moja droga. Wykorzystaj swój dar. Pokaż nam co potrafisz. – powiedział zadowolony z siebie. – Spraw, żeby mamusia zabiła dzieciątko. – kontynuował.
Nie!!!! Krzyczałam w swojej głowie. Nie może mi tego zrobić.
- Jeśli nie, zginą obie. Wybieraj Liz. – ledwo go słyszałam. Wszystko zaczęło wirować.
- Zabij mnie… - prosiłam, błagałam. Spojrzałam tylko na mnie i pochylił się nad dzieckiem.
- Chcesz, żeby była tak jak my. Chcesz tego??!! – krzyknął wściekły.
Victoria stała przy mnie. Nie miałam żadnych szans. Żadnej sposobności do uratowania obydwu tych niewinnych istot. Jedyny wybór jaki mi dał – dziecko wampir albo dziecko nieżywe. Żaden wybór.
Obrał taktykę, która miała na celu zniszczenie mojej duszy. Udało mu się.
Spojrzałam na klęczącą kobietę. Płakała głośno wyciągając ręce do córki.
- Przepraszam… - szepnęłam cicho. Wzrok kobiety utkwił we mnie. Była stracona. Wejrzałam w głąb jej duszy. Musisz ją zabić, nie masz wyjścia, zrób to, powiedziałam do niej w myślach. Nie ma czasu.
Wstała i wolnym krokiem zbliżała się do córki.
- Mamusiu? – cichutki dziecięcy głosik wbijał się do mojej głowy. Nie mogłam na to patrzeć.
- Nie, Liz. Będziesz to oglądać. – James trzymał mnie za głowę. – Przedstawienie dopiero się zaczyna.
Matka złapała córkę za szyję. Płacz dziewczynki był nie do zniesienia. Po chwili urok prysł a dziecko leżało martwe w ramionach kobiety.
- Zabiję cię za to. Przysięgam.. – wyszeptałam cicho do Jamesa. Pojedyncza łza spłynęła po mojej twarzy.


***


- Jesteś pewna? Już tam są? – głos Alice dobiegający z komórki, był przejęty. – Dobrze. Jedziemy do Włoch. Natychmiast. – powiedziałem do Emmetta.
Liz sam na sam ze zgrają wampirów bez uczuć. Sama myśl budziła we mnie lęk. Zostanie poddana nieludzkiej próbie.
Marzyłem, aby to wszystko okazało się snem, z którego za chwilę się obudzę. Cholera! Wszystko szło nie tak. Waliło się jak domek z kart.
Samolot odlatywał za 15 minut. Pospieszyłem Emmetta. Reszta dojedzie trochę później. Ja nie mogłem tracić choćby sekundy. Każda była jej potrzebna.

Później:

Włochy. Gdzieś tutaj znajduję się Liz. Gdzieś w tym ciemnym mieście.
- Musimy się rozdzielić. Jak tylko na coś trafisz, daj znać. – powiedziałem do brata. Ruszyłem w stronę rynku. Podejrzewałem, że tam, gdzie jest najwięcej mrocznych miejsc, James może ją ukryć.
Po drodze mijałem ludzi nieświadomych „podziemnego” świata jaki znajdował się w ich mieście. Nie wiedzieli, że jeszcze dzisiaj, któryś z nich może zginąć.
Skądś dobiegał płacz. Szybko dobiegłem do tego miejsca. Kobieta leżała na betonie tuląc do siebie martwe dziecko. W powietrzu unosił się zapach wampirów. Była tutaj. Nie dawno.
Śmiech. Odwróciłem się i stanąłem twarzą w twarz z oprawcą Liz.
- Czyżby misja ratunkowa?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gumoll
PostWysłany: Nie 14:19, 01 Mar 2009 
Człowiek


Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań city


oj James i Edward w jednym miejscu...nie dobrze:|
co do jej daru, to tylko służy do zabijania czy może sterować ludzmi w innych przypadkach? kiedy następne?Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelie
PostWysłany: Czw 14:00, 05 Mar 2009 
Wyjątkowa istota


Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Cóż, może dzisiaj, postaram się ze wszystkich sił Smile)

A więc rozdział ósmy. Długo się męczyłam Smile) Mam nadzieję, że się spodoba Wink



beta : klecza Smile

Rozdział VIII


Misja


Victoria przyglądała mi się spod lekko przymrużonych oczu, gotowa zabić mnie w każdej chwili.
Już widziałam tę scenę w myślach. Dzika kotka bezlitośnie rozszarpująca moje zimne ciało.
Koszmar się nie kończył. Przed oczami wciąż widniała mi twarz małej dziewczynki. Smutne, duże oczy, w których czaiła się pustka. Coś boleśnie ścisnęło mnie w gardle. Nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Wszystkie siły ode mnie odeszły. Ręce opuściłam wzdłuż tułowia.
Starałam się być silna, jednak nie chciałam już walczyć. Było mi obojętne, co się ze mną stanie.
James w najgorszy możliwy sposób zmusił mnie do znienawidzenia siebie. Wydawało mi się, że ta Liz, którą byłam niecałe trzy dni temu, już nie istnieje. Na jej miejscu pojawiła się zimna, pusta istota. Taką właśnie się stałam. Nadzieja dawno mnie opuściła. Jedyne, o czym teraz marzyłam, to sen. Błogi wieczny sen.
Koniec, jaki dla siebie przewidywałam, nie pokrywał się z moimi wcześniejszymi pragnieniami. Ten koniec miał być ulgą, uwolnieniem od bolesnej rzeczywistości, która zewsząd mnie otaczała.
Zastanawiało mnie jedno. Od kiedy poznałam swój dar, wykorzystałam go tylko raz na wampirze. Na Jamesie. Nie zadziałał. Ale czy Victoria jest równie odporna?
Spojrzałam na nią uważnie. Siedziała w miękkim fotelu, czytając jakieś czasopismo. Jej długie palce powoli kartkowały strony.
– Vicki! – krzyknęłam, czekając na reakcję. Szybko odłożyła gazetę, czujnie wpatrując się w moją twarz.
Wykorzystałam okazję. Jesteś głodna, pragnienie krwi nie daje ci spokoju, natychmiast musisz ruszyć na polowanie, szepnęłam jej w głowie. Victoria wstała i, nie zwracając na mnie uwagi, wyszła.
Odczekałam, aż zniknie i w mgnieniu oka gotowa byłam do kolejnej ucieczki. Przez chwilę rozglądałam się po ciemnym pomieszczeniu.
Adios, koszmarze, pomyślałam i ruszyłam w mrok miasta.



***



– Czyżby misja ratunkowa? – głos dobiegający zza moich pleców zwiastował niebezpieczeństwo. Zacisnąłem pięści i chciałem stanąć twarzą w twarz z porywaczem Liz.
Wykrzywił twarz w grymasie zadowolenia.
– W końcu się spotykamy, Ed. Miło cię poznać. Jednak nie czas na pieprzenie – oświadczył zimno, przecierając dłonie.
– Nie mam zamiaru stać tutaj bezczynnie. Gdzie jest Liz? – spytałem twardo, świdrując go morderczym spojrzeniem.
Uśmiechnął się lekko i podniósł ręce do nieba.
– Liz! Nasza słodka, mała wampirzyca. Cóż, sorry, brachu, ale jest dla ciebie nieosiągalna, że tak to ujmę. – Jego słowa nie dochodziły do mojej świadomości.
Miałem zamiar zrobić wszystko, aby ją odzyskać. Nie zasłużyła na taki los.
– Po za tym, ona już jest moja. Zbrukałem ją – kontynuował, zanosząc się śmiechem.
Zadałem mu szybki cios w szczękę.
– Jeśli coś jej się stało, to… – nie dokończyłem, gdyż jego pięść znalazła się na mojej twarzy.
Upadłem na ziemię i dostałem dwa kopniaki w brzuch. Uskoczyłem w bok i otarłem brud z ust.
– To co mi zrobisz? Jesteś, kurwa, skończony – warknął wściekle, w mgnieniu oka znajdując się przy mnie. Zdołałem odparować jeden cios, jednak drugi trafił mnie w żebro.
Gdzieś, w oddali, słyszałem ujadanie psa, głośny śmiech i muzykę.
– Tylko na tyle cię stać? – wyszeptałem, spoglądając mu głęboko w oczy. Jednym, szybkim ruchem uderzyłem go w brzuch i usunąłem się w cień.
Obserwowałem go, zastanawiając się nad celem tego wszystkiego. Co chciał osiągnąć tą walką?
– Ed, tchórzysz? Nie zasługujesz na Liz, cherlawy skurw… – kolejny cios trafił go w kolano. Ugiął się pod swoim ciężarem. Złapałem go za twarz.
– Gdzie ona jest? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
– Jeśli myślisz, że ci powiem, to jesteś głupszy niż myślałem – odparł, wykrzywiając usta w półuśmiechu.
Zacisnąłem palce na jego włosach i przycisnąłem jego twarz do ściany. Nie zauważyłem, kiedy uwolnił się z uścisku i powalił mnie ciosem w plecy.
– Kto jest górą, Ed? Jeszcze się spotkamy – rzucił na odchodnym i zniknął.
Wolno podniosłem się z ziemi i poprawiłem ubranie.
W powietrzu wyczułem coś dziwnego. Rozejrzałem się po okolicy, wszystko było w porządku.
James zniknął, a ja dalej nie wiedziałem, gdzie jest Liz.
– Cholera!
– Radziłbym powstrzymać nerwy. Znalazłeś się w naszym mieście i musisz przestrzegać reguł. – Z mroku wyłoniły się dwie, dostojne postacie.
– Udasz się z nami. – Miałem zamiar odmówić. – Nie sprzeciwiaj się Volturi. To dla twojego dobra.
Jeden z nich uśmiechnął się i ręką wskazał mi drogę.



***


Błąkanie się po nieznanym mieście nie napawa entuzjazmem. Gdy byłam jeszcze człowiekiem, marzyłam o zwiedzeniu Włoch. Teraz wszystko, co było przeszłością nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Mijałam piękne budowle, uśmiechniętych ludzi i nadal czułam do siebie obrzydzenie.
Najchętniej zapadłabym się w tę ciemność spowijającą miasto.
W głębi serca marzyłam, aby James już nigdy więcej mnie nie znalazł, nie zniszczył mojej duszy do samego końca. Bo nadal wierzyłam, że gdzieś w środku byłam tą samą osobą, że potrafię czuć coś więcej niż wstręt. Wierzyłam, że odnajdę drogę, która pomoże mi odnaleźć tę cząstkę Liz, którą chciałam być.
Życie w samotności, nawet wieczne życie, byłoby puste, bez możliwości odkupienia swoich win. Moje dłonie skalane były krwią niewinnego dziecka. Nie wybaczę sobie tego do końca moich nędznych dni.
Jednak światełko w tunelu nie gasło. Świeciło się słabym promieniem, przyzywało mnie.
Poczułam, że nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Osunęłam się na ziemie.
Moje zimne, obolałe ciało zdawało się cierpieć wraz ze mną. Spoglądałam w stronę fontanny i siedzących obok niej ludzi.
Oni mogą być szczęśliwi, pomyślałam gorzko. Schowałam twarz w dłoniach, napawając się mrokiem nocy.
Nie wiem, ile minęło czasu, ale wszystko wokół umilkło. Byłam tylko ja i znajomy zapach w powietrzu.
Spojrzałam w górę. Twarz jak ze snu, twarz, którą znam, uśmiechała się do mnie smutno.
– Już jesteś bezpieczna. – Cichy głos był dla mnie melodią.
Osunęłam się w jego ramiona, zapominając o całym świecie. W końcu mogłam stąd odejść. Szczęśliwa, że mnie odnalazł.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cornelie dnia Czw 18:47, 05 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gumoll
PostWysłany: Czw 19:00, 05 Mar 2009 
Człowiek


Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań city


no ejjj noo co tak krótko??
kto ją odnalazł??
przecież Edzio poszedł z Volturi!!
Carlisle? Jazz? no ktoo, ja chce nastepne:p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Patepetka
PostWysłany: Pią 16:58, 06 Mar 2009 
Wampir


Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin


Nie powiem, piszesz bardzo ciekawie. Zainteresowałaś mnie swoim opowiadaniem. Jesteś chyba mistrzynią w przerywaniu w naciekawszych momentach. Masz bardzo oryginalne pomysł, to muszę przyznać. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg. Mam jedno pytanie, czy korzystasz z BETY?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelie
PostWysłany: Pią 17:32, 06 Mar 2009 
Wyjątkowa istota


Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Staram się tu wrzuać zbetowane już teksty Wink)
Mam na twilightseries sprawdzoną dziewwczynę Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czaja1113
PostWysłany: Nie 1:31, 08 Mar 2009 
Wampir z Denalii


Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 694
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Właśnie nadrobiłam zaległości I Cie zabije!!!Jak możesz nas zostawić z taką niepewnością?! Zrób nam piękny prezent na dzień kobiet i dawaj kolejną część Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maaadziulaaa
PostWysłany: Nie 19:24, 08 Mar 2009 
Team Edward


Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 2159
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań


Panna ja już Ci mówiłam, że jesteś genialna, co nie ?Very Happy
A jak nie to mówię teraz Very Happy
Jak dla mnie to to opowiadanie to bomba ! Razz
I dawaj kolejną część Very Happy ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alexandra
PostWysłany: Nie 19:29, 08 Mar 2009 
Początkujący


Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Cornelie nie bądź okrutna.. ;p czekamy na nastepna czesc:*:*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cornelie
PostWysłany: Wto 17:46, 10 Mar 2009 
Wyjątkowa istota


Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


No macie hieny jedne xD

Rozdział IX

Rzeczywistość a fikcja



Podążyłem za nimi posłusznie. Gdzieś w głębi wiedziałem, że muszę tak zrobić. I to nie przez fakt, że groźnie się prezentowali. Ani też przez ich pochodzenie. Sam zorientowałem się, że lepiej dla mnie będzie nie sprzeciwiać się tym dwóm mężczyznom. Tak więc, w mgnieniu oka wprowadzili mnie do wysokiego korytarza. Było tu ciemno i ponuro. Z naprzeciwka nadeszła jakaś dziewczyna.
- Aro już się niecierpliwi. – Warknęła i wyminęła nas, kierując się do pierwszych drzwi po lewej stronie. Rozglądałem się po pomieszczeniu, zastanawiając się, czego ode mnie chcą. Wszystko wokół było nierealnie wysokie i puste. Przytłaczało mnie. Czułem się, jakby wprowadzili mnie do klatki, jakbym nie miał żadnego wyjścia.
Otworzyli na oścież mocne, dębowe drzwi, które prowadziły do sali. To najprawdopodobniej tam czekał Aro. Z jednej strony bałem się tego spotkania. Do czego miało prowadzić?
Z drugiej myślałem o Liz. Zastanawiałem się, gdzie jest, czy jest bezpieczna, czy Alice i reszta ją znaleźli. Wszystkie myśli przepływały przeze mnie, natychmiast znikając.
Ogrom sali był nie do opisania. Marmurowa podłoga i kamienne ściany sprawiły, że czułem się bohaterem średniowiecznej batalii.
- Nareszcie. – Powiedział najwyższy ze zgromadzonych i powstał. Kiwnął na mnie rękę, delikatnie się przy tym uśmiechając. Wszyscy wokół przyglądali mi się ze zdziwieniem. Ich myśli dryfowały w moją stronę, przechodziły przez głowę.
Starałem się skupić. Powoli podszedłem do, jak mniemam, Ara. Stanąłem naprzeciwko i intensywnie wpatrywałem się w wampira. Zgromadzeni spoglądali na mnie wyczekująco.
W końcu Demetri zareagował i kopnął mnie w kolano. Ukląkłem.
- Nie tak ostro. – Warknął Aro, dając mi sygnał do wstania. – Edward jest naszym gościem, nieprawdaż? – Zwrócił się do mnie.
Kiwnąłem mu głową, rozglądając się jednocześnie po komnacie. Przy ścianach ustawione były loże, w których zasiadały wampiry. Wszyscy wyglądali dostojnie i niewyobrażalnie obco.
- Usiądź. – Wskazał mi miejsce obok siebie i sam legł na swoje krzesło.
Czułem na sobie ich wzrok. Najwyraźniej na coś czekali. Można to było wyczuć w atmosferze.
Do komnaty weszła niska brunetka o kręconych włosach. Prześledziła salę wzrokiem i skierowała swoje kroki w naszą stronę.
Ukłoniła się lekko przed Arem.
- Już są. – Oświadczyła, po czym wycofała się do drzwi.
Już są? -Zastanawiałem się.
- Niebawem się dowiesz. – Głos Ara był melodyjny. – Cieszy mnie, że raczyłeś nas odwiedzić.
Uśmiechnął się i wyciągnął w moją stronę swoją dłoń. Gdy jego długie palce zetknęły się ze mną, poczułem jakby zewsząd atakowały mnie prądy elektryczne.


***

Mgła, która mnie otaczała, była nieprzenikniona. Ktoś uniósł mnie na rękach. Ach, tak, to on. Myślami wędrowałam daleko w przeszłość, w swoje ludzkie życie. Wtedy ostatni raz czułam czyjąś bliskość tak mocno, jak teraz. Ale od tamtego czasu minęło wiele lat. Prawie zapomniałam, jak to jest.
Na szczęście mój bohater wyciągnął mnie z tej pustki i pokazał światło. Oparłam mu głowę na ramieniu i zanurzyłam się w jego zapachu.
Edwardzie -pomyślałam, bardziej wtulając się w poły czarnego płaszcza. Ciemność, która nas otaczała, była zdecydowanie mniej groźna, gdy byłam z nim. Uśmiechnęłam się pod nosem.
W najśmielszych marzeniach, nie myślałam, że będę cieszyć się jak dziecko, gdy weźmie mnie w ramiona. A jednak, rzeczywistość potrafi płatać figle.
Trzymał mnie kurczowo, prowadząc w ciemność miasta. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie mnie prowadzi. Było mi to jednak obojętne.
Chciałam tylko, by był ze mną. Nic więcej się nie liczyło. Pomyślałam, że mimo koszmaru, który mnie dzisiaj spotkał, potrafię czerpać z życia przyjemności.
Rana w duszy nie zagoi się nigdy. Miałam jednak nadzieję, że Edward będzie potrafił ją zatrzeć, sprawić, by była niewidoczna.
Nie myślałam już o Jamesie, o jego planach i celach. Ani o Victorii, która zapewne pluje sobie teraz w brodę.
Liczyła się ta chwila.
Zerknęłam zza jego płaszcza na drogę. Otworzył jakieś drewniane drzwi i wprowadził mnie do wąskiego korytarza.
- Umyj ją i przebierz. Zaraz musi być gotowa. – Powiedział do kobiety, która wychyliła się zza rogu.
Postawił mnie na ziemi. Przyjrzałam mu się dokładniej. Wyglądał jak Edward, nawet pachniał jak on. Jednak coś w mojej głowie zasygnalizowało mi, że to nie on.
- Kim jesteś? – Szepnęłam cicho, przysuwając się do ściany. Uśmiechnął się lekko i oparł rękę obok mojej głowy.
- Edward. – Zaśmiał się głośno i po chwili twarz ukochanego zniknęła. W jej miejscu pojawiła się inna. Ciemne loki, okalające twarz, uwydatniały jego mocno zarysowaną szczękę. W jego oczach nie było nic, prócz złości i nienawiści.
Głupia, głupia -wypominałam sobie w myślach. Jego wzrok prześlizgiwał się po mojej sylwetce.
- Mrr, gdyby nie Aro – zaczął cicho, przybliżając się do mnie. – To nie byłabyś tak niewinna. – Dokończył.
Odgarnął moje włosy za ucho i przejechał palcem po policzku. Wzdrygnęłam się.
- Zostaw mnie. – Syknęłam wściekle.
- Chodź, mała. – Głowa kobiety wychyliła się w najlepszym momencie. Szybko umknęłam za drzwi.


***


- Moi drodzy. Skoro jesteśmy już razem, witam was serdecznie. – Aro podniósł kieliszek z krwią do ust i upił łyk. – Mamy dzisiaj wśród nas wielu szanownych gości. – Spojrzał przy tym na mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Swoją obecnością zaszczycił nas Edward Cullen, podopieczny Carlisla. Chyba wszyscy go pamiętamy – dodał, przechadzając się po sali.
Wszyscy patrzyli na niego z szacunkiem, nawet nie drgając.
- Ale oprócz tak zacnego gościa, jest z nami ktoś inny. Wprowadźcie go – skinął ręką na dryblasów, którzy stali przy drzwiach.
Po chwili wszedł przez nie James, z szyderczym uśmiechem przyklejonym do ust.
- Co do…? – Zacząłem, jednak Demetri uciszył mnie ręką.
- Jednak to nie koniec emocji. – Zaczął ponownie Aro, gdy przywitał się z Jamesem, który zasiadł po jego lewicy.
Spoglądałem na niego z nienawiścią. Co się dzieje? -Zastanawiałem się. Po co ta cała farsa?
Miałem nadzieję, że ktoś mi na te pytania odpowie.
- W naszych skromnych progach gości dzisiaj pewna młoda wampirzyca, którą obserwuję od dawna. Niektórzy z was na pewno ją znają.
Kolejny raz drzwi otworzyły się na oścież. W progu stała Liz! Poderwałem się z miejsca, jednak Aro pokręcił głową i spojrzeniem zmusił mnie do powrotu na miejsce.
Wyglądała cudownie. Włosy spływały jej na plecy. Ubrana byłą w zwiewną białą sukienkę.
- Więc czas zacząć zabawę – szepnął Aro, puszczając do mnie oko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 2 z 3
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Forum www.forks.fora.pl Strona Główna  ~  Twilight Fanfiction / Biblioteka opowiadań

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach