Forum www.forks.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Zmierzch   ~   Wycięte Fragmenty
Bells
PostWysłany: Czw 18:50, 30 Paź 2008 
Administrator


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2493
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5


"Badminton" Tłumaczenie by: Luthien
Oczywiście nie odbyło się bez wpadki. Starałam się nie zbliżać do Mike’a, by ten mógł w spokoju grać, ale trener Clapp podszedł do nas i kazał mu trzymać się swojej strony kortu, bym również mogła uczestniczyć w grze. Sam stanął obok i przyglądał się nam, upewniając się, że wypełniamy jego polecenie.
Z westchnieniem stanęłam w bardziej centralnym miejscu kortu, trzymając przed sobą ostrożnie rakietę. Dziewczyna z przeciwnej drużyny uśmiechnęła się złośliwie podczas wykonywania serwisu – musiałam jej coś uszkodzić podczas koszykówki – i posłała lotkę kilka metrów za siatkę, prosto we mnie. Skoczyłam niezgrabnie w stronę nadlatującego pocisku, mierząc rakietą w jego kierunku, ale zapomniałam uwzględnić siatkę w swoich rachubach. Moja rakieta odbiła się od siatki z zadziwiającą siłą, wypadając mi z rękiGlukozamina+ChondroitynaNiezbędne dla układu mięśniowo-szki eletowego! 60 tabletek już za 55zł!www.sklep.ginseng.com.pl i zahaczając przy tym o moją głowę, zanim uderzyła w ramię Mike’a, który podbiegł, by odbić lotkę, którą ja przepuściłam.
Trener Clapp zakasłał lub próbował zamaskować śmiech.
- Przepraszam, Newton – mruknął, oddalając się wolnym krokiem, byśmy mogli powrócić do naszych poprzednich, mniej niebezpiecznych, pozycji.
- Wszystko w porządku? – spytał Mike, rozcierając sobie ramię, podczas gdy ja masowałam sobie czoło.
- Tak, a ty jesteś cały? – spytałam łagodnie, biorąc znów do ręki swoją broń.
- Chyba dam sobie radę. – Wykonał ręką pełen obrót, upewniając się, że jest w pełni sprawna.
- Będę się trzymać z tyłu. – Odeszłam do tylnego narożnika kortu, trzymając ostrożnie rakietę za plecami.



"Emmett i niedźwiedź" Tłumaczenie by: Luthien
Zaskoczyło mnie dziwne pokrewieństwo, które utworzyło się między mną a Emmettem, szczególnie że kiedyś to on wydawał mi się najbardziej przerażający z nich wszystkich. Musiało to mieć coś wspólnego z tym, jak zostaliśmy wybrani, by dołączyć do rodziny. Oboje zostaliśmy pokochani i odwzajemniliśmy to uczucie, będąc ludźmi, choć w jego przypadku trwało to bardzo krótko. Jednak Emmett pamiętał to. On jeden naprawdę rozumiał, jakim cudem był dla mnie Edward.
Rozmawialiśmy o tym po raz pierwszy pewnego wieczoru, gdy nasza trójka wyłożyła się na kanapie w salonie. Emmett po cichu zapoznawał mnie ze wspomnieniami, które były lepsze niż bajki. Uwaga Edwarda była skoncentrowana na programie kulinarnym. Zdecydował, ku mojemu niedowierzaniu, że musi nauczyć się gotować, co mogło stanowić pewien problem, gdy się nie miało odpowiedniego wyczucia smaku i zapachu. Mimo wszystko istniało coś, co nie przychodziło mu łatwo. Zmarszczył swoje idealne brwi, gdy znany kucharz doprawiał kolejną potrawę do smaku. Ukryłam uśmiech.
- Wtedy kończył się już ze mną bawić i wiedziałem, że za chwilę umrę – wspominał Emmett ze spokojem, kończąc opowieść o swoim ludzkim życiu przygodą z niedźwiedziem. Edward nie zwracał na nas uwagi. Słyszał już wcześniej tę historię. – Nie mogłem się ruszyć. Traciłem przytomność. Wówczas usłyszałem coś, co, jak sądziłem, było innym niedźwiedziem, walczącym z tamtym o pożywienie. Nagle poczułem się, jakbym leciał. Uznałem, że umarłem, ale mimo to spróbowałem otworzyć oczy. Wtedy ją zobaczyłem... – Powrócił myślami do tego wspomnienia, jego mina wyrażała niedowierzanie. Rozumiałam go doskonale. - ... i wiedziałem już, że nie żyję. Nie miałem nawet nic przeciwko bólowi. Walczyłem ze sobą, by nie zamknąć powiek i nie stracić z oczu twarzy anioła. Majaczyłem oczywiście, zastanawiając się, dlaczego nie dostaliśmy się jeszcze do nieba. Uznałem, że musi być ono dalej, niż się spodziewałem. Czekałem, aż anioł mnie opuści. A wówczas ona zaniosła mnie przed oblicze Boga.
Zaniósł się swoim tubalnym śmiechem. Bez trudu mogłam wyobrazić sobie, iż ktoś wysunął takie przypuszczenie.
- Sądziłem, że to, co nastąpiło później, było sądem nade mną. W swoim dwudziestoletnim życiu bawiłem się aż nazbyt dobrze, więc ognie piekielne mnie nie zaskoczyły. – Znów się zaśmiał. Mimo to zadrżałam. Edward nieświadomie wzmocnił uścisk wokół mnie. – Jednak zdziwiło mnie to, że anioł mnie nie zostawił. Nie potrafiłem zrozumieć, jak coś tak pięknego mogło przebywać ze mną w piekle, ale byłem za to wdzięczny. Za każdym razem gdy Bóg przychodził mnie skontrolować, obawiałem się, że zabierze ją ode mnie, ale nigdy tego nie uczynił. Zacząłem myśleć, że ci wszyscy kaznodzieje, którzy rozprawiali o miłosiernym Bogu, mogli mieć mimo wszystko rację. I wtedy ból ustał, a oni wyjaśnili mi wszystko. Byli zdziwieni, że nie przejąłem się zanadto tą całą przemianą w wampira. Ale skoro Carlisle i Rosalie, mój anioł, byli wampirami, czy mogło być aż tak źle?
Skinęłam głową, całkowicie się z nim zgadzając.
- Trochę więcej problemów miałem z zasadami... – Zachichotał. – Miałeś ze mną na początku pełne ręce roboty, prawda? – Szturchnął żartobliwie Edwarda w ramię, przez co zakołysało nami wszystkimi. Edward prychnął, nie odwracając wzroku od telewizora. – Widzisz, piekło nie jest takie złe, jeśli możesz zatrzymać przy sobie anioła – zapewnił mnie Emmett wesołym tonem. – Kiedy on w końcu zaakceptuje nieuniknione, poradzisz sobie.
Pięść Edwarda przemknęła obok mnie tak szybko, że nawet nie zauważyłam, co wbiło Emmetta w oparcie kanapy. Edward ani na moment nie spuścił wzroku z telewizora.
- Edward! – krzyknęłam na niego przerażona.
- Nie przejmuj się tym, Bello – powiedział Emmett niewzruszenie, sadowiąc się z powrotem na swoim miejscu. – Wiem, gdzie go znaleźć. – Spojrzał ponad mną na profil Edwarda. – W końcu będziesz musiał ją na chwilę zostawić – zagroził. Edward ledwo słyszalnie warknął, nie podnosząc wzroku.
- Chłopcy! – Z piętra dobiegł nas upominający głos Esme.



"Zakupy z Alice" - Tłumaczenie by: nessi
-Kiedy wreszcie zamierzasz mi powiedzieć o co chodzi,Alice?
-Zobaczysz, bądź cierpliwa. - rozkazała szczerząc się przebiegle.
Byłyśmy w mojej furgonetce, ale to ona prowadziła.Jeszcze trzy tygodnie i ściągną mi gips, a wtedy wreszcie stanowczo sprzeciwię się szoferowaniu.Lubiłam jeżdzić.Był póżny maj i jakimś cudem tereny wokół Forks znajdowały sposób by być jeszcze bardziej zielone niż są.Oczywiście, było to piękne i doświadczyłam czegoś swoiście godzącego z lasem, przedewszystkim mogło to być spowodowane tym, że spędzam tam dużo więcej czasu niż zwykle.Nie byliśmy jeszcze przyjaciółmi, ja i natura, ale zbliżyliśmy się do siebie.
Niebo było szare, ale to też było przezemnie mile widziane.Była to perłowa szarość, wcale nie ponura, nie deszczowa i prawie wystarczająco ciepła jak dla mnie.Chmury były gęste i bezpieczne, był to ten rodzaj chmur, które stały się dla mnie przyjazne ze względu na wolność jaką gwarantowały.Ale mimo przyjaznego otoczenia czułam się poirytowana, częściowo ze względu na dziwne zachowanie Alice.Stanowczo nalegała na babski wypad akurat w ten sobotni poranek.Zawiaozła mnie do Port Angeles w celu zrobienia sobie manicure i pedicure, odmawiając mi wybrania najskromniejszego odcienia różu, nakazując manicurzysce aby zamiast tego pomalowała mi paznokcie ciemną, lśniącą czerwienią- posuwając się nawet to tego by nalegać na pomalowanie mojej nogi w gipsie.Póżniej zabrała mnie do sklepu obuwniczego, mimo że mogłam przymierzyć tylko jeden but z każdej pary.Pomimo moich wyrażnych protestów kupiła mi parę najbardziej niepraktycznych, przecenionych szpilek.Te grożne wyglądające rzeczy, przytrzymywane były jedynie grubymi satynowymi wstążkami, które oplatały moja stopę krzyżując się na łydce i związując w kokardę nad kostką.Były koloru głębokiego, chabrowego błękitu i na próżno próbowałam wytłumaczyć, że nie mam nic co mogłabym do nich założyć.Nawet z szafą pełną ubrań, które mi kupiła w Phoenix wczasie mojej rekowalenscezji-większość z nich wciąż była za lekka by nosić ja w Forks-byłam pewna że nie mam nic w tym odcieniu.I nawet gdybym miała dokładnie ten kolor gdzieś w szafie, moje ubrania nie pasowałyby do szpilek.Ja sama zresztą nie pasowałam do szpilek - z ledwością chodziłam bezpiecznie nawet w skarpetkach.Moje dyplomatyczne argumenty do niej nie docierały.Nawet nie odpowiedziała.
-No cóż, nie są to Bivianno, ale muszą wystarczyć. - wymamrotała zawiedzona.Nie mówiąc nic więcej odebrała swoja kartę kredytową od pracowników obsługi pełnych strachliwego szacunku.Póżniej pojechaliśmy do Fast fooda, gdzie kupiła mi lunch przez okienko, mówiąc, że muszę jeść w samochodzie, ale nie wyjawiała przyczyny tego pośpiechu.Co więcej w drodze powrotnej kilkakrotnie musiałam przypominać jej, że moja furgonetka to nie samochód wyścigowy - nawet po przeróbkach Rosalie - i, że musi dać jej odetchnąć.Zazwyczaj to Alice była moim ulubionym kierowcą.Nie wydawała się być zniecierpliwiona jechaniem zaledwie 20 lub 30 mil powyżej limitu prędkości, czyli w sposób którego niektórzy ludzie poprostu nie byli w stanie znieść.Oczywiście tajemniczy porządek dni Alice był tylko połową problemu.Byłam niespokojna ponieważ nie widziałam twarzy Edwarda przez prawie 6 godzin, co było rekordem ostatnich 2 miesięcy.Charlie był w tym okresie trudny, ale nie niemożliwy.Był pogodzony ze stałą obecnością Edwarda, kiedy wracał do domu, nie znajdując nic, na co mógłby narzekać, ponieważ siedzieliśmy nad naszą pracą domową przy stole w kuchni-wydawało się nawet, że jest zadowolony z towarzystwa Edwarda kiedy krzyczeli razem podczas mistrzostw na ESPN.Ale nie stracił nic ze swojej pierwotnej srogości kiedy nieubłagalnie przytrzymywał Edwardowi drzwi dokładnie o 22 każdego wieczora.Naturalnie Charlie był zupełnie nieświadomy zdolności Edwarda, dzięki którym odstawiał samochód do domu i wchodził z powrotem przez moje okno w mniej niż 10 minut.Był dużo bardziej ugodowy wobec Alice, czasem wręcz żenująco.Oczywiście, dopóki mój nieporęczny gips nie zostanie wymieniony na coś bardziej wygodnego potrzebowałam kobiecej pomocy.Alice była aniołem, siostrą, każdej nocy i każdego ranka pojawiała się aby mi pomóc przy codziennych czynnościach.Charlie był jej ogromnie wdzięczny za uwolnienie go z horroru prawie dorosłej córki, która potrzebowała pomocy przy prysznicu - tego typu sprawy były daleko poza jego sferą komfortu i mojego zreszta też.Ale to było więcej niż wdzięczność kiedy zaczął mówić do niej "Aniele'' i obserwować ją ogłupiałym wzrokiem kiedy spacerowała po domu tanecznym krokiem rozświetlając go.Żaden człowiek nie mógłby uznać za sztuczne jej niesamowitego piękna i gracji ,i kiedy wymykała się każdej nocy przez drzwi z czułym - Do jutra Charlie - zostawiała go oczarowanego.
-Alice, czy jedziemy teraz do domu? - zapytałam właśnie; obie wiedziałyśmy, że mam na myśli biały dom nad rzeką.
-Tak. - uśmiechnęła się szeroko dobrze wiedząc o co mi chodzi. - Ale Edwarda tam nie ma.
Zmarszczyłam brwi.
-A gdzie jest?
-Miał sobie kupić parę rzeczy.
-Wyprawa na zakupy? - powtórzyłam pusto.- Alice - ton mojego głosu stał się pochlebny.
-Proszę, powiedz mi co się dzieje.
Pokręciła głową wciąż się uśmiechając.
-Zbyt dobrze się bawię. - wytłumaczyła.
Kiedy przyjechaliśmy do domu,Alice zabrała mnie prosto na górę do jej łazienki rozmiarów sypialni.Byłam zaskoczona widząc tam Rosaline czekającą z niebiańskim uśmiechem, stojącą za niskim, różowym krzesłem.Niewyobrażalna ilość kosmetyków pokrywała całą długość blatu.
-Usiądż. - rozkazała Alice.Przyglądałam jej się z uwagą przez minutę, a potem stwierdzając, że byłaby gotowa w razie potrzeby użyć siły, pokuśtykałam do krzesła i usiadłam z całą gotowością na jaką mogłam sobie pozwolić.Rosalie natychmiasy zaczęła szczotkować moje włosy.
-Przypuszczam, że nie powiesz mi o co w tym wszystkim chodzi? - zapytałam ją.
-Możesz mnie torturować - wymamrotała zajęta moimi włosami - ale i tak nie będę mówić.
Rosaline trzymała moją głowę w zlewie podczas gdy Alice szorowała moje włosy szamponem, który pachniał miętą i grejpfutem. Wściekle wytarła ręcznikie mokre, splątane kosmyki a póżmiej wypsikała prawie całą butelkę czegoś innego - to pachniało jak ogórki - na wilgotną masę i wytarła ręcznikiem raz jeszcze.
Potem szybko przedarły się grzebieniem przez ten bałagan ; czymkolwiek była ta ogórkowa rzecz, ułożyła moje splątane włosy.Mogłabym nawet chcieć to pożyczyć.Następnie każda z nich wzięła suszarkę i zabrała się do pracy.
W miarę upływu czasu odkrywały nowe sekcje wilgotnych kosmyków a ich twarze zaczęły sie robić lekko zmartwione.Uśmiechnęłam się radośnie.Niektórych rzeczy nawet wampiry nie przyspieszą.
-Ma okropnie dużo włosów. - skomentowała Rosalie niespokojnym głosem.
-Jasper! - Alice zawołała go wyrażnie, ale nie głośno. - Znajdż mi następną suszarkę!
Jasper przybył im na pomoc, w jakiś sposób przynosząc jeszcze dwie suszarki, które umieścił mi nad głową głęboko rozbawiony, podczas gdy one kontynuowały swoje czynności.
-Jasper... - zaczęłam z nadzieją.
-Przepraszam Bello.Nie jestem upoważniony do mówienia czegokolwiek.
Wdzięczny uciekł kiedy włosy wreszcie były suche - i puszyste.Odstawały na trzy cale od głowy.
-Co wy mi zrobiłyście? - zapytałam przerażona.Ale one mnie zignorowały wyciągając z pudełka gorące wałki.Próbowałam je przekonać , że moje włosy się nie kręcą, ale nie słuchały mnie paćkając czymś co miało niezdrowy żółty kolor każdy lok przed nawinięciem go no gorący wałek.
-Znalazłyście buty? - zapytała Roselie głęboko podczas pracy, jak gdyby odpowiedż była życiowo ważna.
-Tak - są idealne. - wymruczała Alice z satysfakcją.
Obserwowałam Rosalie w lutrze, kiwała głową jakby kamień spadł jej z serca.
-Masz ładną fryzurę.- zauważyłam.Nie to żeby kiedykolwiek nie była perfekcyjna - ale podniosła je tego popołudnia tworząc koronę miękkich złotych loków na czubku jej idealnej głowy.
-Dziękuję. - uśmiechnęła się.Zaczęły właśnie drugą sekcję loków.
-Co sądzisz o makijażu? - zapytała Alice.
-Masakra. - zaoferowałam swoje zdanie.Zignorowały mnie.
-Nie potrzebuje dużo, jej skóra jest lepsza gdy jest naturalna. - zadumała się Rosalie.
-Mimo wszystko szminka. - zdecydowała Alice.
-I maskara oraz eyeliner. - dodała Rosalie - tylko trochę.
Westchnęłam głośno.Alice zachichotała.
-Bądź cierpliwa Bello.Świetnie się bawimy.
-Cóż tak długo jak jesteś (jak Ci to odpowiada). - wymamrotałam.
Przypięły wszystkie lokówki ciasno i niewygodnie na mojej głowie.
-Ubierzmy ją. - głos Alice zadrżał w oczekiwaniu.Nie czekała na mnie aż wyszłam z łazienki własnymi siłami.Zamiast tego podniosła mnie i zaniosła do wielkiego pokoju Emmetta i Rosalie.Na łóżku była sukienka.Chabrowo niebieska oczywiście.
-I co myślisz? - zaszczebiotała Alice.
To było dobre pytanie.Miała delikatne falbanki, najwyraźniej powinna być noszona bardzo nisko i ściągnięta z ramion, z długimi, podwójnymi rękawami zebranymi przy nadgarstkach.Przejrzysty stanik był podpięty przez nastepny, bladokwiecisty, chabrowy materiał, plisowany razem i nastroszony w dół na lewą stronę.Kwiecisty materiał był długi z tyłu ale otwarty na przedzie nad kilkoma dopasowanymi warstwami miękkich chabrowych marszczeń, rozjaśniając odcień w miarę jak dosięgały rąbku na wysokości 3-4 cali nad kostką.
-Alice - wyjęczałam - nie moge tego założyć.
-Dlaczego? - zażądała odpowiedzi twardym głosem.
-Góra jest zupełnie przezroczysta!
-To idzie pod spód. - Rosalie trzymała złowróżebnie wygłądającą część garderoby w niebieskim odcieniu.
-Co to jest? - zapytałam przerażona.
-To gorset, głuptasku. - powiedziała Alice niecierpliwie.- A teraz, czy zamierzasz to wreszcie założyć czy mam zawołać Jaspera i poprosić go żeby Cię przytrzymał podczas gdy ja będę to robiła? - zagroziła.
-Powinnaś być moją przyjaciółką. - oskarżyłam ją.
-Bądź grzeczna, Bello - westchnęła - Nie pamiętam bycia człowiekiem i próbuję mieć jakąś zastępczą dla tego zabawę.Poza tym , to dla Twojego dobra.
Ciągle narzekałam i rumieniłam się ale nie zajęło im to długo by mnie ubrać.Musiałam przyznać, że gorset miał swoje plusy.
-Wow. - odetchnęłam patrząc w dół. - Mam dekolt.
-Kto by pomyślał. - zachicotała Alice zadowolona ze swego dzieła.Nie byłam jednak zupełnie przekupiona.
-Nie sądzisz , że ta sukienka jest trochę za...sama nie wiem, zbyt ekstrewagancka... jak na Forks? - zapytałam niepewnie.
-Myślę ,że słowa, których szukasz to zaawansowane krawiecko. - zaśmiała się Rosalie.
-Ona nie jest dla Forks, tylko dla Edwarda. - nalegała Alice. - jest odpowiednia.
Potem wziły mnie z powrotem do łazienki odwijając lokówki zwinnymi palcami.Ku mojemu zaskoczeniu wysypały sie kaskady loków.Rosalie upieła większość z nich ostrożnie skręcając je końską grzywę spiralek,które spływały grubą linią na moje plecy.Kiedy pracowała,Alice szybko namalowała cienką kreskę wokół każdego mojego oka, pociągnęła mascarą i posmarowała ostrożnie moje usta ciemno czerwoną szminką.Potem rzuciła sie z pokoju i wróciła bezzwłocznie z butami.
-Doskonale - odetchnęła Rosalie kiedy Alice przytrzymywała je by mogła je podziwiać.Alice profesjonalnie zawiązała morderczy but, a potem spojrzała na mój gips z zamyśleniem w oczach.
-Myślę, że zrobiłyśmy wszystko co mogłyśmy. -Pokręciła smutno głową. - Nie sądzisz, że może Carlisle pozwoliłby nam...?-zerknęła na Rosalie.
-Wątpie. - odparła sucho.Alice westchnęła.
Obie nagle się ożywiły.
-Wrócił. - Wiedziałam kogo miały na myśli i poczułam energiczne motylki w brzuchu.
-Może poczekać.Jest jeszcze jedna bardzo wazna sprawa. - powiedziała Alice stanowczo.
Podniosła mnie po raz kolejny - była to konieczność , bo byłam pewna, że nie byłabym wstanie iść w tym bucie-i zaniosła do swojego pokoju,gdzie delikatnie ustawiła mnie naprzeciw swojego szerokiego lustra ze złoconymi brzegami na całej długości.
-Proszę - powiedziała - widzisz?
Gapiłam się na obcą osobę w lustrze.Wyglądała na wysoką w butach na obcasie z długą smukłą linią lgnącej sukienki dodającej wrażenia.Wydekoltowany stanik-gdzie jej niezwykle imponująca linia biustu znów zwróciła moją uwagę - sprawiła że jej szyja była niezwykle długa podobnie jak linia lśniących loków opadających na jej plecy.Chabrowy kolor tkaniny był idealny, podkreślał jej skórę w odcieniu kości słoniowej, róż zarumienionych policzków.Była bardzo ładna,musiałam to przyznać.
-Ok, Alice - uśmiechnęłam się - widzę.
-Nie zapomnij o tym.- rozkazała.
Znów mnie uniosła i zaniosła do szczytu schodów.
-Odwróć się i zamknij oczy! - skierowała sie w dół schodów. - I trzymaj się z daleka od moich myśli - nie zepsuj wszystkiego.
Zawachała sie idąc wolniej niż zwykle na dół dopóki nie zobaczyła, że jej posłuchał.Potem''przefrunęła" resztę drogi.Edward stał przy drzwiach plecami do nas,bardzo wysoki i ciemny-nigdy wcześniej nie widziałam go w czerni.Alice postawiła mnie pionowo, wygladziła zawiniętą sukienkę, ściągając loki na miejsce, a później mnie tam zostawiła i ruszyła w stronę ławki przy pianinie żeby popatrzeć.Rosalie podążyła za nią by usiąść na widowni.
-Mogę spojrzeć? - jego głos był pełen wyczekiwania, co sprawiło, że moje serce zabilo nierówno.
-Tak... teraz.- wyreżyserowała Alice.
Odwrócił się natychmiast, a później zamarł rozszerzając swoje topazowe oczy.Mogłam poczuć cieplo płynące po szyi i występujące plamami na policzki.Był taki piękny; poczułam przebłysk starego strachu, że był tylko snem, niczym możliwie realnym.Miała na sobie smoking i należał bardziej do kinowego ekranu niż do mnie.Patrzyłam na niego z trwożnym niedowierzeniem.Podszedł do mnie wolno, z wahaniem odsuwając stopę kiedy już mnie dosięgnął.
-Alice,Rosalie...dziękuję wam.- odetchnął nie odwracając odemnie wzroku.Usłyszałam jak Alice zachichotała z przyjemnością.
Postąpił krok naprzód ujmując w zimną dłoń mój podbródek i schylił się by przycisnąć swoje wargi do mojego gardła.
-To Ty - wymruczał przy mojej skórze.Odchylił się i zayważyłam,że trzyma w drugiej ręce biały kwiat.
-Frezja. - poinformował mnie wpinając je w moje loki. - Zupełnie zbyteczny, dopóki odnosi się do zapachu, oczywiście. -Odchylił się znów na mnie patrząc.Uśmiechnął się zatrzymującym serce uśmiechem. -Wyglądasz niedorzecznie pięknie.
-Zabrałeś mi moją kwestię. - Starałam się aby mój głos był jak najbardziej lekki.- Właśnie kiedy udało mi się przekonać siebie, że jesteś prawdziwy,
pojawiasz się tak wyglądając i znów boje się, że śnię.
Szybko zgarnął mnie w swoje ramiona.Trzymał mnie blisko swej twarzy, jego oczy zapłonęły kiedy przyciągnął mnie jeszce bliżej.
-Uważaj na szminkę! -rozkazała Alice.
Zaśmiał się buntowniczo,ale zamiast tego opuścił swoje usta w zagłębieniu nad moim obojczykiem.
-Jestes gotowa, żeby juz iść? - zapytał.
-Czy ktoś zamierza mi w ogóle powiedzieć co to za okazja?
Zaśmiał sie znowu zerkając nad moim ramieniem na swoje siostry.
-Nie zgadła?
-Nie. - Alice zachichotała.Edward zaśmiał się z przyjemności.Spojrzałam na nich gniewnie.
-Co mi umknęło?
-Nie martw się, niedługo zrozumiesz. - zapewnił mnie.
-Puść ją, Edwardzie, żebym mogła zrobić zdjęcia. - Esme schodziła właśnie ze schodów z srebrnym aparatem w dłoni.
-Zdjęcia? - wymamrotałam, kiedy stawiał mnie na moją chwiejną, zdrową nogę.Zaczynałam mieć złe przeczucia co do tego wszystkiego. - Pojawicie się na kliszy?-zapytałam sarkastycznie.Uśmiechnąl się szeroko.Esme zrobiła nam kilka ujęć zanim Edward śmiejąc sie zaczął nalegać, że się spóźnimy.
-Zobaczymy sie na miejscu. - zawołała Alice kiedy niósł mnie do drzwi.
-To Alice też tam będzie?Gdziekolwiek to jest? - poczułam sie nieco lepiej.
-I Jasper, i Emmett i Rosalie.
Moje czoło zmarszczyło sie w zamyśleniu kiedy próbowałam rozwikłać tajemnicę.Parsknął śmiechem widząc moją minę.
-Bello, -zawołała za mną Esme. - twój ojciec dzwoni.
-Charlie? - Edward i ja zapytaliśmy równocześnie.Esme przyniosła mi telefon ale on chwycił go kiedy próbowała mi podać słuchawkę trzymając mnie bez wysiłku z dala jedna reką.
-Hej! - zaprotestowałam, ale on juz mówił.
-Charlie?To ja.Co się stało? - brzmiał na zmartwionego.Moja twrz zbladła.Ale wtedy jego wyraz stał się rozbawiony i nagle nikczemny.
-Daj mi go do telefonu, Charlie - pozwól mi z nim porzmawiać. - Cokolwiek sie działo Edward bawił się dobrze, by Charlie był w niebezpieczeństwie.Rozluźniłam sie nieco.
-Cześć Tyler, tu Edward Cullen. - jego głos był bardzo przyjazny, ale tylko pozornie.Znałam go na tyle dobrze by wyłapać delikatna nute groźby.Co Tyler robił u mnie w domu?Okropna prawda zaczęła do mnie docierać.
-Przykro mi, jeśli wynikło jakieś nieporozumienie, ale Bella jest nieosiągalna dziś wieczór.Ton Edwarda uległ zmianie i groźba w jego głosie stała się nagle bardziej wyczuwalna kiedy kontynuował. - Jeśli być zupełnie szczerym, będzie nieosiągalna każdego wieczora, tak długo jak dotyczy to kogoś innego niz ja, bez obrazy.I przykro mi, jeśli chodzi o Twój wieczór.Wcale nie brzmiało to jakby było mu przykro.A potem rozłączył sie z trzaskiem i wielkim uśmiechem samozadowolenia na twarzy.
-Zabierasz mnie na bal! - krzyknęłam gniewnie.Moja twarz i szyja zarumieniła się karmazynem z wściekłości.Mogłam czuć wywołanie złością łzy wypełniające mi oczy.Nie przewidział siły mojej reakcji, to było jasne.Zaciągnął wargi a jego oczy pociemniały.
-Nie bądź niemądra, Bello wszyscy tam idziemy. - zachęciła nagle Alice nad moim ramieniem.
-Dlaczego mi to robicie? - zapytałam.
-Będzie fajnie. - Alice wciąż była bardzo optymistycznie nastawiona.Ale Edward pochylił się by zamruczeć mi do ucha aksamitnym i poważnym głosem.
-Człowiekiem jest sie tylko raz, Bello.Ustąp mi. Potem użył na mnie całej siły swojego złotego spojrzenia,rozpuszczając mój opór jego ciepłem. - Dobrze. - wydęłam wargi niezdolna do tak efektywnie wściekłego spojrzenia jak bym chciała. - Będę cicho.Ale zobaczysz - ostrzegłam ponuro. - Nie mów mi później że Cię nie ostrzegłam.Prawdopodobnie złamie drugą nogę.Spójrz na te buty!To śmiertelna pułapka! - Wyciagnęłam moja zdrową nogę jako przykład.
-Hmmm - patrzył na moja nogę dłużej niz to było konieczne a później spojrzał na Alice błyszczącymi oczami. - ponownie dziękuję.
-Spoźnicie się do Charliego. - przypomniała mu Esme.
-Racja, jedziemy - przeniósł mnie przez drzwi. - Charlie wiedział o tym wszystkim? - zapytałam przez zaciśnięte zęby.
-Oczywiście.- usmiechnął się szeroko. Byłam tym zbyt pochłonięta więc na początku nic nie zauważyłam.Byłam tylko niewyraźnie świadoma obecności srebrnego samochodu i z góry założyłam, że to Volvo.Ale potem pochylił się tak nisko starając sie umieścić mnie w środku, że miałam wrażenie jakby sadzał mnie na ziemi.
-Co to jest? - zapytałam zaskoczona stwierdzając,że jestem w nieznamym mi wnętrzu. - Gdzie jest Volvo?
-Volvo to mój codzienny samochód. - powiedział ostrożnie obawiając się, ze mogłabym się ciskać. - A to jest mój samochód na specjalne okazje.
-Co sobie pomysli Charlie? - potrzasnęłam głową z dezaprobatą kiedy wszedł do srodka i odpalił silnik.Zamruczał. - Cóż,wiekszość mieszkańców Forks myśli,że Carlisle jest zapalonym kolekcjonerem samochodów. - Pędził przez lasy w kierunku autostrady.
-A nie jest?
-Nie, to bardziej moje hobby.Rosalie też kolekcjonuje auta, ale ona woli wygłupiać się z ich bebechami niż nimi jeździć.Miała dużo roboty z tym dla mnie.Zastanawiam się dlaczego wracalismy jeszcze do domu Charliego, kiedy zatrzymalismy sie przed nim.Światło na ganku paliło sie mimo iż nie było jeszcze całkiem ciemno.Charlie musiał czekac prawdopodobnie wygłądając przez okno.Zaczęłam się rumienić zastanawiając sie czy pierwsza reakcja mojego ojca na sukienkę będzie podobna do mojej.Edward przeszedł wokół samochodu - niezwykle wolno jak na niego-żeby otworzyć mi drzwi -potwierdzając tym moje podejrzenia, że Charlie cały czas patrzył.Wtedy, podczas gdy Edward wyciągał mnie ostrożnie z małego samochodu, Charlie -co było niezwykłe jak na niego - wyszedł na podwórze, żeby nas powitać.Moje policzki zapłonęły; Edward to zauważył i spojrzał na mnie pytająco.Ale niepotrzebnie się martwiłam, Charlie nawet mnie nie zauważył.
-Czy to Aston Martin? - zapytał Edwaerda pełnym czci głosem.
-Tak - Vanquish. - kąciki jego ustzadrgały, ale zapanował nad tym.Charlie wolno zagwizdał. - Chcesz wypróbować? Edward wyciągnął kluczyki. Oczy Charliego wreszcie ześlizgnęły się z samochodu.Spojrzał się na Edwarda z niedowierzeniem zabarwionym odrobiną nadziei.
-Nie. - powiedział niechętnie. - Coby powiedział Twój ojciec?
-Carlisle nie miałby nic przeciwko. - powiedział Edward zgodnie z prawdą śmiejąc się. - Śmiało. - wcisnął kluczyki w dłoń Charliego.
-Cóż, może tylko krótka rundka... - Charlie już gładził jedną ręką błotnik.Edward pomógł mi dokuleć do frontowych drzwi, podnosząc mnie gdy tylko znaleźliśmy sie w środku i zanosząc do kuchni.
-Zadziałało. - powiedziałam. - nie miał okazji czepiać się o sukienkę. Edward zamrugał. - Nie pomyślałem o tym. - przyznał.Jego oczy ponownie ostrzelały mnie wzrokiem z krytycznym wyrazem. - Myślę, że to dobrze że nie wzięliśmy ciężarówki. Odwróciłam niechętnie wzrok od jego twarzy na wystarczająco długi czas by zauważyć, że kuchnia była niezwykle ciemna.Na stole stały świece, było ich pełno, może 20 lub 30 wysokich, białych świec.Stary stół był przykryty długim białym obrusem, tak samo jak dwa krzesła.
-Czy to jest właśnie to, czym sie dzisiaj zajmowałeś?
-Nie - to zajęło mi tylko pół sekundy.To jedzenie zajęło mi cały dzień.Wiem, że uważasz luksusowe restauracje za przytłaczające, nie to żeby w tej okolicy można było znaleźć takie, ale uznałem, że nie możesz narzekać na swoją własną kuchnię. - posadził mnie na jednym z białych krzeseł i zaczął gromadzić rzeczy z pieca i lodówki.Zauważyłam, że było nakryte tylko dla jednej osoby.
-Nie zamierzasz nakarmić też Charliego? Zapewnie wróci w końcu do domu. - Charlie nie byłby w stanie zjeść ani jednego gryza więcej - myślisz, że kto był moim królikem doświadczalnym?Musiałem być pewien, ze to wszystko jest jadalne. - Postawił przede mną talerz pełen rzeczy, które wygłądały bardzo jadalnie.Westchnęłam.
-Jesteś cały czas zła? - przystawił inne krzesło do stołu by móc usiąść koło mnie.
-Nie.No dobrze, tak, ale na to w tym momencie.Myślałam tylko - to była jedyna rzecz, jaką potrafiłam robic lepiej od Ciebie.Wygląda wspaniale. - westchnęłam ponownie. Zachichotał.
-Jeszcze nie spróbowałaś - bądź dobrej myśli, może jest obrzydliwe.Wzięłam gryza, zamarłam, a potem zrobiłam minę.
-Jest okropne? - zapytał zaskoczony.
-Nie, jest wyśmienite, oczywiście.
-Co za ulga. - uśmiechnął się tak pięknie. - Nie martw się, jest wciąż wiele rzeczy, w których jesteś lepsza.
-Wymień chociaż jedną. Nie odpowiedział z początku, przesunął tylko delikatnie chłodnym palcem wzdłuż linii mojego obojczyka, przetrzymając mój wzrok gorącymi oczyma dopóki nie poczułam jak moja skóra płonie i czerwienieje.
-Proszę bardzo. - zmruczał dotykając rumieńca na moim policzku. - Nigdy nie widziałem nikogo kto rumieniał się tak dobrze ja Ty.
-Wspaniale. - spojrzałam na niego gniewnie. - Mimowolne reakcje - coś z czego mogłabym być dumna.
-Jesteś także najodważniejszą osobą jaką znam. - Odważna? - zakpiłam.
-Spędzasz cały swój wolny czas w towarzystwie wampirów, to wymaga odwagi.I nie wahasz się przebywać w ryzykownej bliskości z moimi zębami...
Pokręciłam głową.
-Wiem, że nie mógłbyś wyskoczyć z czymkolwiek. Zaśmiał się.
-Mówiłem poważnie, wiesz o tym.Ale niewazne.Jedz, - Wziął za mnie niecierpliwie widelec i zaczął mnie karmić. Jedzenie było idealne, oczywiście.Charlie wrócił do domu kiedy już prawie skonczyłam.Obserwowałam ostrożnie jego twarz, ale moje szczęście trwało, był oczarowany samochodem by zauważyc jak byłam ubrana.Oddał kluczyki Edwardowi.
-Dzięki Edwardzie. - uśmiechnął się rozmarzony. - To dopiero samochód.
-Proszę bardzo.
-No i jak wszystko poszło? - Charlie zerknął na mój pusty talerz.
-Idealnie. - westchnęłam.
-Wiesz co Bello, możesz mu jeszce kiedyś pozwolić poćwiczyć gotowanie w naszej kuchni. - dał mi do zrozumienia.Rzuciłam Edwardowi ponure spojrzenie.
-Jestem pewna, że jeszcze spróbuje. Dopiero kiedy doszliśmy do drzwi Charlie zupełnie się ocknął.Edward obejmował mnie ramieniem w talii, dla równowagi i wsparcia, podczas gdy ja kuśtykałam na niestabilnym bucie.
-Um, wyglądasz... bardzo dojrzale Bella. - mogłam usłyszeć początek dalszej dezaprobaty wiszącej w powietrzu.
-Alice mnie ubierała.Nie miałam zbyt wiele do powiedzenia. Edward zaśmiał się tak cicho, że tylko ja go usłyszałam.
-Cóż, jeśli Alice... - ucichł trochę zmiękczony. - Wyglądasz ładnie, Bells. - przerwał z chytrym błyskiem w oczach. - Czy powinienem więc oczekiwać większej ilości młodych mężczyzn w smokingach pojawiających sie tu dzisiaj? Jęknęłam a Edward parsknął.Nie mogłam zrozumieć, jak ktokolwiek mógł być tak mało spostrzegawczy jak Tyler.Co innego gdybyśmy ukrywali sie jakoś w szkole z Edwardem.Przychodziliśmy i wychodziliśmy razem, prawie niósł mnie na wszystkie zajęcia, siedziałam z nim i jego rodziną każdego dnia na lunchu i wcale się nie krępował całując mnie na oczach świadków.Tayler z całą pomocą potrzebował specjalisty.
-Mam nadzieję. - Edward uśmiechnął się szeroko do mojego ojca.
-Lodówka jest pełna resztek - powiedz im żeby się poczęstowali.
-Nie ma mowy - one są moje. - wymamrotał Charlie.
-Zapisz nazwiska dla mnie, Charlie. - resztki groźby w jego głosie były prawdopodobnie słyszalne tylko dla mnie.
-Dobra, wystarczy! - rozkazałam.
Na szczęście, wreszcie poszliśmy do samochodu i odjechaliśmy.

--------------------


No i to by było na tyle fragmentów wyciętych ze Zmierzchu. Szczerze, to nie rozumiem, dlaczego wycięli te fragmenty. Mnie się podobają.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bells dnia Czw 19:04, 30 Paź 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Astrid
PostWysłany: Wto 16:40, 27 Sty 2009 
Nowonarodzony


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 172
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Ja też nie. Czytałam je już wcześniej, najbardziej podobał mi się ten z Emmettem. Badmintona wycięli bo Meyer zrobiła w nim z Bells za dużą ofiarę... Hmm...Tak przynajmniej czytałam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agness
PostWysłany: Wto 17:43, 27 Sty 2009 
Człowiek


Dołączył: 14 Sty 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań


fajne xD
mało do mnie dotarło bo padam ze zmęczenia, ale jutro przeczytam jeszcze raz XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czaja1113
PostWysłany: Wto 18:14, 27 Sty 2009 
Wampir z Denalii


Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 694
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Jaki miało sens wycinanie badminktonu nie mam pojęcia. Przecież bez niego i ta kBella jest największą ofiarą na ziemi xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość
PostWysłany: Pią 19:06, 30 Sty 2009 







ej a skad sa te wycinki ? w senscie skad je macie zeby przetlumaczyc (no bo jasne że z ksiązki, no teoretycznie)? meyer je udostepniala?

Pięść Edwarda przemknęła obok mnie tak szybko, że nawet nie zauważyłam, co wbiło Emmetta w oparcie kanapy. Edward ani na moment nie spuścił wzroku z telewizora. buhahaahahahahaha


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 21:08, 30 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
miki
PostWysłany: Śro 22:10, 04 Lut 2009 
Człowiek


Dołączył: 03 Lut 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Sskoda że wycięli te fragmenty bo mi wszystkie się podobają zakupy emet i badmington
Edit by vampir: A może rozwiniesz tą myśl?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vampir
PostWysłany: Pią 16:26, 27 Lut 2009 
Wampir z Denalii


Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)


Czytałam już wcześniej, ale miło było je sobie odświeżyć.
Oczyścicie najbardziej podobał mi się fragment z moim Emmettem.
Edward gotujący posiłek dla Belli Laughing
Szkoda, że je wycieli z książki, choć rzeczywiście ten pierwszy fragment z badmintonem robi z Belli zbyt dużą ofiarę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicobella
PostWysłany: Wto 9:42, 21 Lip 2009 
Cullen


Dołączył: 30 Cze 2009
Posty: 1273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Według mnie najlepszy był z zakupami Alice. Lubie długie fragmenty i uwielbiam mniej więcej ten moment w zmierzchu. Kocham czytać jak Alice, Rosalie bądź inna osaba męczą się nad Bellą(szczególnie w wyglądzie)xd

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bells
PostWysłany: Wto 12:59, 21 Lip 2009 
Administrator


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2493
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5


alicobella - ja też! Kocham te momenty, a im dłuższe tym leszpe Very Happy Very Happy Widać mamy podobne gusta. Hisgtoria Emmetta też jest niezła, bo pokazuje, jak on się stał wampirem - tak dokładniej. Chciałabym poczytać jeszcze dokładniejszą historię Esme, bo tylko ona nie była przedstawiona. No i Alice... ale ona nic nie pamięta.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicobella
PostWysłany: Wto 20:47, 21 Lip 2009 
Cullen


Dołączył: 30 Cze 2009
Posty: 1273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Ja też jestem ciekawa historii Esmei bardzo szkoda że Alice nic nie pamieta napewno miała bardzo ciekawe życie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Avenix
PostWysłany: Sob 12:28, 31 Lip 2010 
Moderator | Facet


Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław


Bardzo fajne te "wycinki". Tak jak inni już zauważyli nie było po co wycinać badmintona. Tak czy siak Meyer daje nam aż za dużo przykładów gdzie Bella robi z siebie ofiarę i ofermę. Czesem ciekawie jest przeczytać coś czego nie było w książce, nieprawdaż?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum www.forks.fora.pl Strona Główna  ~  Zmierzch

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach