Forum www.forks.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<   Twilight Fanfiction / Opowiadania   ~   [NZ] Wybieraj, Edwardzie.
Alice C.
PostWysłany: Sob 14:07, 14 Mar 2009 
Wyjątkowa istota


Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: La Push


Nie podoba mi się to. Ale dodaję. W tym opowiadaniu nie ma Jacoba, i o to chodzi. Very Happy Za to będzie Tanya. :> I Tanya to będzie tak jakby nasz nowy Jacob. Wszystko okaże się w swoim czasie. Razz To jest takie wprowadzenie. Będzie dużo zaskoczeń, jak ktoś sobie kilka części poczyta. A, i to są inni Bella i Edward, mają inne charaktery(!!!).

Same rozmowy


- Edwardzie, ale ty mnie kochasz? - jeszcze mocniej uczepiła się mojej koszulki, wbijając paznokcie w moją skórę.
Po raz kolejny w tym dniu westchnąłem i przyciągnąłem ją do siebie, wdychając truskawkowy zapach jej kasztanowych włosów. Musnąłem ustami jej chłodne czoło i opatuliłem szczelnie jej kruche ciało w ciepły koc.
- Jak nikogo innego, Bello. Dziwię się, że masz jakieś wątpliwości.
Spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach i kciukiem przejechała po moich wargach. Przymknąłem powieki, czując się niesamowicie błogo pod jej delikatnym dotykiem. Z niezwykłą dokładnością przypatrywała się rysom mojej twarzy. Znieruchomiałem, ułatwiając jej to. Wybuchnęła gromkim śmiechem, wtulając głowę w mój tors.
- Idźże w końcu do łazienki, skarbie. Twoje ludzkie potrzeby wzywają.
Moja zgłodniała pijawka odczepiła się ode mnie, całkowicie najedzona zdobytą miłością, która wydzielałem przez każdą komórkę mego ciała. Ponownie spojrzała na mnie.
- Czasem żałuję, że nie jesteś człowiekiem.
- Ja też. - przyznałem, uśmiechając się lekko.
Jednocześnie poczułem też ukłucie żalu i goryczy w sercu, które od czasu do czasu wychodziło ze swojej tajemnej kryjówki, niszcząc moje wnętrzności. Bella niezdarnym krokiem przeszła przez pokój ze zmarszczonym czołem. Gdy wróci, zasypię ją lawą pytań, pomyślałem. Co o tym wszystkim sądzi?... A co o tym wszystkim sądzę ja? Miałem nieodpartą ochotę na spotkanie z Tanyą, czego bardzo się wstydziłem. Wstydziłem się na samą myśl o tym, co na to powie moja Bella. Ostatnio tak miło mi się z Tanyą rozmawiało. Nie powracała do perspektywy życia razem, spędzałem z nią coraz więcej czasu niż dawniej. Nie miałem żadnych przyjaciół prócz mojej ukochanej, która była moim ŻYCIEM. Nie uznajcie mnie za potwora! Tak, pewnie zaraz wszyscy pomyślą, że po prostu Belli nie chcę albo już jej nie kocham. To było oszczerstwo, ponieważ kochałem ją nad życie. Ale smutny był widok, kiedy spotyka się z Jessiką lub Mike'm, kiedy ja prawie cały czas spędzam ze swoim rodzeństwem. W ten weekand pojadę do Tanyi i żadna siła mi w tym nie przeszkodzi. Nie zaszkodzi mi jeden przyjaciel, prawda? Ale jeszcze wtedy nie wiedziałem, w co ta przyjaźń się przerodzi.

Z rozmachem przejechałam szczoteczką po zębach ostatni raz. Wyplułam wodę, wytarłam twarz i spojrzałam w lustro. Miałam tak wiele wątpliwości... Wypadłam z łazienki jak z procy. Zastałam Edwarda, który usilnie się nad czymś zastanawiał. Po chwili już leżałam w jego ramionach, wsłuchując się w bicie mojego serca. Wraz z tym wyznaniem przyśpieszyło mi tętno:
- Wiesz, czasami się boję... Może tak. Jestem z tobą okropnie szczęśliwa, nie wyobrażam sobie bez ciebie normalnego życia i funkcjonowania. Jesteś moim powietrzem, o czym dobrze wiesz. Ale mam dziwne przeczucie, że coś nas rozdzieli. Że nasze wspólne szczęście nie będzie trwało tak długo, jakbym chciała. Czyli do mojej śmierci.
Edward wzdrygnął się.
- Ja... Zaskoczyłaś mnie tym wyznaniem.
Pokręciłam głową.
- To nie wyznanie, głuptasku. To moje przypuszczenia i najszczersza prawda.
Zastygnął w bezruchu i nie odezwał się już ani słowem. Został pokonany.

- Gdzie Bella? - Alice podniosła głowę znad gazety, podpierając ręką swoją idealnie uformowaną brodę.
Wzruszyłem ramionami. Powoli mnie to denerwowało.
- Nie rozumiem, Alice, czemu jestem z Bellą tak dziwnie kojarzony! - Wbiłem wzrok w blat. Potrząsnęła krótką grzywą z dziwnym grymasem na twarzy.
- Och, ty ją kochasz! A niby czemu ja jestem kojarzona z Jasperem?
- To co innego. - odburknąłem.
To była dziwna reakcja z mojej strony. Na moje szczęście do kuchni weszła rozpromieniona Esme z telefonem w ręku. Jej rude włosy okalały wyidealizowaną twarz i dodawały jej matczynego uroku. Spojrzała na nas z błyskiem w oku. Jednocześnie posłaliśmy jej pytające spojrzenie, na co jeszcze bardziej się uśmiechnęła.
- Dzwonią z Denali. Mamy zaproszenie od Kate! - wysapała ostatnie słowa.
Od Tanyi też. Ona chyba odlicza dni do spotkania z tobą, Edwardzie!, dodała w myślach z nadzieją, że to usłyszę. Pozostawałem niewzruszony, chociaż wewnątrz cieszyłem się jak dziecko. Stęskniłem się za jej jedwabnym głosem i dziecinnym poczuciem humoru! Za wspólnymi polowaniami i tymi wybrykami w lesie. Jak dzieci, jak dzieci...
- Ej!
Moja chochlikowata siostrzyczka machała mi ręką przed nosem. Zbudziłem się z tego dziwnego transu.
- Wiesz, tak dawno nie widziałam twojej drugiej połówki...
- Tak, wiem.
- Może zajechalibyśmy do Bells?
- Taa. To jedź, nie marnuj czasu.
- A co z tobą? - zapytała z zakłopotaniem, węsząc jakiś podstęp.
Zamilkłem.
- Zostaję. Naprawdę zostaję.

Ding, dong. Nie będę otwierała. Nie teraz. DING, DONG! Nie starasz się, tajemniczy gościu. DING, DING, DONG, DONG!!! Dobra, otwieram. Wsadziłam bose stopy w kapcie i zawiązałam niesforne kosmyki włosów w koński ogon. Podpełzłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Dwa milimetry od mojej twarzy stała Alice nieprzejmująca się tą bliskością. Wzięła mnie pod ramię i szybkim krokiem zaprowadziła do mojego pokoju.
- Hej, Alice! - przywitałam się w miarę entuzjastycznie.
Wampirzyca machnęła ręką.
- Bym zapomniała, że ludzie się jeszcze witają! A więc, witam cię, Bello.
Siedziałyśmy kilka minut w całkowitym milczeniu.
- Edward nie raczył...?
Alice spiorunowała mnie wzrokiem.
- Nie napadaj na niego.
Poczułam maleńkie łzy w kącikach oczu.
- Dzisiaj rano nawet się nie pożegnał, a teraz nie przyszedł! Co z nim jest?
Moja towarzyszka ściągnęła brwi i niezauważalnie przejechała ręką po poduszce. Szybkim ruchem rozsunęła zasłony i do pomieszczenia dostały się promienie słońca.
- Płakałaś! - wycedziła z wyrzutem.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie miałam nic innego do roboty. Nie napadaj na mnie. - zacytowałam jej własne słowa.
Wydawała się tym faktem trochę poirytowana.
- Coś mi się zdaje, że z Edwardem tak szybko się nie spotkasz.
- Niby czemu? - zapytałam.
Ta dziewczyna co rusz zbijała mnie z pantałyku.
- Jedziemy na Alaskę.
- Do Tanyi?
Moja przyjaciółka prychnęła jedynie pogardliwie, poprawiając czarną spódnicę.
- Nie, Bello. Na Alasce mieszkają TYLKO wampiry. Tam nie ma dostępu dla ludzi, wiesz? Nie jedziemy wcale do Tanyi, Iriny i Kate!
Dokładnie wiedziałam, że po prostu ze mnie żartuje, ale mimo to pobladłam. Piekielnie pobladłam. I chrząknęłam. Tak, chrząknęłam. Alice wybuchnęła perlistym śmiechem, który jak muzyka wypływał z jej bladych ust. Jednakowoż po chwili westchnęła i posmutniała.
- Wiem, że jest ci ciężko, Bells, a Edward ci w tych chwilach nie pomaga. Ale to nie jego wina. Kiedy ty w końcu pogodzisz się ze wszystkimi przeciwnościami losu?
Spuściłam głowę.
- Charlie nie żyje. Brakuje mi go. Cholernie mi go brakuje!
- Gdybyś była wampirem, wszyscy twoi bliscy umieraliby po kolei, jak pionki w grze. - rozłożyła ręce.
Poddałam się.
- Wiesz co, nie mam chęci na kłótnię z tobą. Przygotowuję dom do nadzoru Renee. Wiesz, że przyjeżdża co kilka tygodni. Nie rozumie, że świetnie sobie radzę sama.
Mój mały chochlik pokręcił nieznacznie głową.
- Ciągle się zastanawiam, czemu się do nas nie przeprowadzisz...
Wzdrygnęłam się.
- Nawet o tym nie myśl, mały narwańcu.
Alice szeroko się uśmiechnęła i z gracją opuściła pokój.



Prawie codziennie przychodziłem na grób Charliego, kiedy Bella nie miała o tym zielonego pojęcia. Gładziłem nagrobek, na którym widniało jego imię i nazwisko. Obok było jego zdjęcie, uśmiechniętego komendanta Swana. Bella wyznała mi kiedyś, że podobał jej się uśmiech Charliego. Wtedy, gdy w kącikach ust pojawiały się zmarszczki. Nigdy wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Dziwne, że spędzam tu dużo czasu.
- Opiekuję się twoją córką, nie martw się. - załkałem.
Postawiłem wazon z kwiatami na tym kawałku granitu. Ostatni raz odmówiłem modlitwę i ruszyłem ku wyjściu ze cmentarza. Niemalże poczułem, jak Bóg uśmiecha się do mnie i napełnia nadzieją na lepsze jutro.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Alice C. dnia Sob 14:07, 14 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice
PostWysłany: Sob 15:48, 14 Mar 2009 
Team Edward


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 1796
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szprotawa


Aj Alicjusiu Smile Pięknie. Aż mnie zatkał moment w którym się dowiadujemy że Charlie nie żyje. Czekam na następną część. Nie trzymaj mnie w niepewności Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Patepetka
PostWysłany: Sob 17:09, 14 Mar 2009 
Wampir


Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin


Mam wrażenie jakbyś odwróciła role Belli i Edwarda. Teraz Edward znajduje się między młotem a kowadłem. Jestem ciekawa jak to się dalej potoczy.
I do tego jeszcze wiadomość, że Charlie nie żyje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice C.
PostWysłany: Nie 16:25, 15 Mar 2009 
Wyjątkowa istota


Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: La Push


Heh, fajno. Laughing Laughing Daję następną cząstkę. Cool Cool

Bliższe poznanie

- Cholera! - warknęłam, trzaskając szafką.
Jak zmora, pojawiła się głowa Jessiki z uśmiechem od ucha do ucha. Podparła się o ścianę i zilustrowała mnie od stóp do głów. Jej spojrzenie mówiło: ,,Nasza Bella założyła taką bluzkę, jakby miała wstąpić do zakonu".
- Coś się stało? - spytała niewinnie.
Obdarzyłam ją ironicznym uśmieszkiem.
- Prawdopodobnie.
Ale nie miała zamiaru słuchać mojego wywodu, jeśli takowy pojawiłby się. Od razu wzięła się za beznamiętne trajkotanie o tym, że nie wiedziała, jaki kolor bluzki pasuje do jej nastroju i opowiadanie o udanej randce z kimś-tam. Owy kimś-tam to chłopak, z którego opisu wynika, że jest naprawdę przystojny, a taki licealista Mike to mu do pięt nie dorasta.
- A co u Edwarda?
Nie, nie tego się spodziewałam. Wzruszyłam ramionami.
- Jest jak jest.
- Och.
Moja odpowiedź zniechęciła ją do dalszych pytań.
Szłyśmy dalej w dziwnej ciszy, patrząc przed siebie. Światło raziło nas, a przynajmniej mnie, w oczy, dlatego zasłoniłam dłonią swoją twarz. Jednakże po chwili przestałam, ponieważ przed nami wyłonił się Emmett, który zasłaniał swoim ciałem niepożądane promyczki. Pamiętam, jak nazywałam go bratem-ciężarowcem Edwarda. Do dziś to pamiętam. Ale Emmett Cullen to tylko taki rodzinny misiek.
- Hej!
Uśmiechnął się promiennie. Jego zęby porażały swoją bielą. Sam pozytywny wyraz jego twarzy napawał mnie poczuciem bezradności.
- To ja idę, mam biologię. Do zobaczenia, Bells.
I Jessiki już nie było. W myślach odetchnęłam z ulgą.
- Co tu robisz? - spytałam Emmetta.
Rzadko kiedy rozmawialiśmy, najczęściej to wyśmiewał się ze mnie, z moich wad, na które nie miałam najmniejszego wpływu.
- Właściwie to wagaruję. A ty?
Przełknęłam ślinę, przypominając sobie mój plan lekcji.
- Mam W-F. Cóż...
- Chodź ze mną.
Oniemiałam.
- P-proszę? - zająknęłam się.
Znów onieśmielił mnie swoim pięknym uśmiechem.
- Nie daj się prosić.
Gdzie tam. Zrobię to dobrowolnie.
- OK. - wyszczerzyłam zęby.
Złapał mnie za rękę i razem pobiegliśmy hen, w siną dal, z dala od szkoły.

- Do spotkania z Tanyą jedyne kilkanaście godzin. - uśmiechnąłem się sam do siebie.
Zaraz tego pożałowałem. A co z Bellą? To jedyne pytanie mnie nurtowało.
Edward, policjant przyszedł do ciebie. Nie wiem, czego chce., wyrwała mnie z zamyślenia Rosalie. Pospiesznie zszedłem na dół i zobaczyłem komendanta z niezwykle poważną miną. Obdarzyłem go jednym ze swoich oczarowujących uśmiechów i przywitałem się, jak na licealistę przystało:
- Witam. Niech pan wejdzie.
Przyglądał się mi z zakłopotaniem.
- Hmm, dobrze. Mam kilka pytań do ciebie, chłopcze. - powiedział, zezując znacząco na Rose.
- Siostro, zostaw nas samych i zrób nam... zrób nam kawy.
Rosalie skrzywiła się z niesmakiem i wolnym krokiem poszła do kuchni. Wskazałem zachęcająco na kanapę, a sam usiadłem na kremowym fotelu. Założyłem ręce na klatce piersiowej i czekałem na lawę pytań. Komendant wyjął plik kartek i przejrzał je ze skupieniem.
- Dobrze. Edward Cullen, tak? Bliżej związany z Isabellą Swan, córką Charliego Swana?
- Bellą! - poprawiłem go odruchowo. - Tak, jestem. Czy to coś zmienia?
Zignorował moje pytanie. Pokazał mi kilka fotografii, na których widniał nóż kuchenny pokryty bordową krwią.
- Zapewne często widziałeś to narzędzie? Są na nim cztery odciski palców: twoje, Isabelli, zmarłego i... twojej siostry, Rosaline Hale.
W tym samym momencie do kuchni wparowała moja kochana blondynka, przyszywana siostra. W jednej ręce niosła tacę z kawą, drugą miała zaciśniętą. Kubki, z których unosiła się para położyła na stole i usiadła przy mnie z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Chyba będę potrzebna. - orzekła.
Syknąłem na nią.
- Owszem. - zgodził się policjant. - A teraz, Edwardzie, powiedz mi, co robią na nim twoje odciski palców?
Chwyciłem za kubek i pociągnąłem łyk napoju. Smakował jak odchody starej kozy. Mimowolnie skrzywiłem się, chociaż zachowywałem pozory.
- Jak już pan wie, jestem z nią związany i często przebywałem w tym mieszkaniu. Pomagałem mojej... hmm... dziewczynie w kuchni. Czy taka odpowiedź pana satysfakcjonuje?
Komendant oblizał spierzchłe wargi i zatrzymał wzrok na mojej towarzyszce. Oczekiwał od niej wyjaśnień. Ona zachichotała tylko nerwowo.
- Raz przyszłam do panny Swan, za jej namową. A tym nożem kroiłam cebulę, to wszystko.
Zmarszczyłem brwi, ilustrując naszego niespodziewanego gościa. Skinął głową i pozbierał fotografie ze stołu.
- Czy byłeś z zamordowanym w dobrych stosunkach?
Pif, paf.
- Oczywiście!
- A pani?
Rose ściągnęła brwi.
- Nie znam go za dobrze. Jedynie wiem, że był to ojciec Isabelli, nic więcej.
Komendant chyba nie za bardzo wierzył naszym słowom, ale zostawił nas w spokoju i odjechał ze zmarszczonym czołem, zastanawiając się nad czymś. Z ulgą zamknąłem drzwi od domu i napadłem na Rosalie:
- Co robiłaś u niej w domu?!
- Nic szczególnego.
I odeszła z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- To jest jeszcze lepsze niż ta polana! - wysapałam.
Emmett nie dociekał, co to za dziwne miejsce, ta moja polanka. I to mi sprzyjało. Usiadłam na brzegu jeziora, chwytając soczyście zieloną trawę. Owe jezioro otoczone było pejzażem wysokich gór, pokrytych przezroczystą mgłą. Tutejsze powietrze wydawało się takie suche, jakbym w końcu znalazła się w domu.
- Podoba ci się tu? - spytał, zdejmując bluzę.
Wyszłam z otępienia, uśmiechając się do jego bursztynowych oczu.
- Jasne.
Kiedy zdjął białą podkoszulkę, ukazując swój tors, straciłam oddech. Położyłam się na trawie, opanowując wstrząsające mną palpitacje. Mój Boże kochany, co to za cudo najpiękniejsze na całym świecie ukazało się przed moimi dzikimi oczyma, ratunku, zabierz mnie do nieba, zanim umrę tutaj!, to pierwsze, co przyszło mi na myśl po tym, jak w końcu opanowałam swoje oczarowanie jego muskulaturą. Oczy zaszły mi mgłą. Chyba wpadłam do głębokiej studni...
- Bello, nic ci nie jest?
Emmett trząsł lekko moimi ramionami w nadziei, że się przebudzę.
Dopiero po kilku minutach otrzeźwiałam. Czułam, że pąsowieję na twarzy.
- Czemu się rozebrałeś? - spytałam, spuszczając głowę.
Wybuchnął tubalnym śmiechem.
- Ach, więc o to chodzi. Wchodzę do wody.
Uff.
- Przyłączysz się?
Zaśmiałam się z tego żartu.
- Że niby ja? W ży...
Ale zanim dokończyłam mój protest, wziął mnie w ramiona niczym pannę młodą i wskoczył do wody. Przebiłam się przez jej taflę, krzycząc z radości. Edward, obawiając się o moje zdrowie, nigdy by tak nie postąpił. Wtedy zrozumiałam, że naprawdę lubię Emmetta, a Rose ma niezwykłe szczęście mając go przy sobie. Mój towarzysz nadal trzymał mnie w objęciach nurkując coraz głębiej. Czułam przeogromną uciechę z tego, co zrobiliśmy. Po chwili jednak z nadzwyczajną prędkością wynurzyliśmy się z wody. Złapałam głęboki oddech, nie powstrzymując chichotu.
- Wyjdźmy na powierzchnię. - polecił Emmett, wsadzając mnie na barana.
Jako że ze mnie był niesamowity zmarzlak poczęłam zgrzytać zębami, a moje kolana same zaczęły się trząść. Chłopak opatulił mnie w swoją bluzę tłumacząc, że zimno nie robi na nim większego wrażenia. Wiedząc, że ma rację wtuliłam się w jego odzienie przesycone wampirzym zapachem. Ta woń była jak najlepsze perfumy!
Siedziałam tak skulona kilka godzin, radośnie gaworząc sobie z moim kolegą, który przez ten czas rzucał kamyki do wody. Potrafił więcej niż nabijanie się ze mnie, co bardzo mi się spodobało. Nigdy tak dużo się nie śmiałam, jak dzisiaj.
- Jedźmy już. - zaproponował, gdy zmierzchało.
- Już? - jęknęłam żałośnie.
Nie zauważyłam upływu czasu. On jedynie uniósł kąciki ust ku górze i już maszerowaliśmy z powrotem do jego jeepa. Podwiózł mnie do domu, podając rękę. Ostatni raz obdarzyłam go ślicznym uśmiechem i wyszłam z samochodu.
- Do jutra! - szepnął niesłyszalnie.
Kiwnęłam głową, wchodząc do domu. Byłam wesolutka jak skowronek. Na moje nieszczęście w moim pokoju czekała mnie nie lada niespodzianka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
EmilieTheVampire
PostWysłany: Nie 18:55, 15 Mar 2009 
Team Edward


Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 872
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Seattle


Ciekawe, kto lub co będzie tą niespodzianką Razz
Strasznie mi się podoba te opowiadanie, z niecierpliwością czekam na kolejną część Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justka xP
PostWysłany: Pon 17:19, 16 Mar 2009 
Wampir z Denalii


Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 761
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Forks


Przeczytałam pierwszą część. Świetna! Ciekawa jestem jak zginął Charlie. Jak umarł zrobiło mi się smutno i prawie się popłakałam. Niedługo postaram się przeczytać tą drugą część, którą już dodałaś Smile

I już kolejna część przeczytana Very Happy ja chcę kolejną!! Tak bardzo mi się podoba to opowiadanie, ze nie moge usiedzieć w miejscu Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Justka xP dnia Pon 17:38, 16 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Patepetka
PostWysłany: Śro 17:37, 18 Mar 2009 
Wampir


Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin


Muszę przyznać, że spodobało mi się to opowiadanie. Jest inne od pozostałych.
Jestem strasznie ciekawa, w jaki sposób zginął Charlie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
love_twilight
PostWysłany: Śro 20:56, 25 Mar 2009 
Wilkołak


Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań


Kończyć w takim momencie to przestępstwo!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ten ff jest super, podoba mi sie że Bells spędza czas z Emmetem xD
I Charlie nie żyje... Niezły pomysł!
Czekam z ogromną niecierpliwością na cd!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice C.
PostWysłany: Czw 19:18, 26 Mar 2009 
Wyjątkowa istota


Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: La Push


Cieszę się, że komuś to się podoba. Rolling Eyes
Dzisiejszy rozdział będzie nudny, ale to konieczne. I jeszcze do tego krótki. Prawie same dialogi. No ale, powtarzam, konieczność. Następny postaram się... rozbudować? xD łiiiii.
Spory i kłótnie
Na moim łóżku leżał Edward, cały w księżycowej poświacie. Zaparło mi dech w piersiach, widząc greckiego boga w tym pomieszczeniu, w pokoju kruchej śmiertelniczki. Potrząsnęłam mokrymi włosami. On zaśmiał się cichutko.
- Gdzie byliście?
Zachichotałam nerwowo, wykręcając ze zdenerwowania palce.
- Ja? Że niby ja gdzieś byłam? Dobry żart, Edwardzie.
Pokręcił głową z niedowierzaniem, że próbuję dziecięcych sztuczek.
- Emmett i ty, dobrze wiem.
Nie powstrzymywał śmiechu, zakrył swoją kredowobiałą dłonią boską twarz. Zagryzłam dolną wargę. A więc jednak mu na mnie zależało! Śledził mnie, kochał mnie całym sercem, bał się o mnie! Uśmiechnęłam się przymilnie, siadając na łóżku, które zaskrzypiało głośno.
- Skąd wiesz? Śledziłeś mnie? Dałeś dowód na to, że...
,,...mnie kochasz?", dokończyłam w myślach, ponieważ mój ukochany otworzył usta w tym samym momencie:
- Nie. Masz przecież trochę prywatności, nieprawdaż?
Wydęłam usta niczym małe dziecko, zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Ech, to skąd niby wiesz?
Moje nadzieje prysły jak bańka mydlana.
- Masz na sobie jego bluzę?
Uniósł jedną brew do góry, przyglądając mi się, jakbym była jakąś zabawną rzeczą.
- Nie zauważyłam. - odburknęłam niemiło w jego stronę.
Dotknęłam bluzy, jakby była zrobiona z satyny i przytknęłam ją sobie do nozdrzy, wdychając ten piękny zapach. Było mi zimno, więc nie przytuliłam się do Edwarda, tak jak to zwykle robiłam, tylko zdjęłam ubrania i weszłam pod kołdrę. Mój luby wydzielał dziwne zimno, więc nawet nie próbowałam. Przymknęłam powieki, wpijając się w poduszkę. Edward nie odezwał się ani słowem, nie musnął nawet mojego czoła swoimi zimnymi ustami, czego bardzo mi brakowało. Usiadł na bujanym krześle, wsłuchując się w moje równomierne bicie serca. Zapomniałam, że mam tyle pytań do niego - o Tanyę i jego wyjazd do Denali. Po prostu zasnęłam.

Przychodzę ze spotkania towarzyskiego do rodzinnego domu... I co zastaję? Naburmuszoną Rosalie, mojego cukierka, i Alice ze skamieniałą miną. O co im chodzi? Rose odwróciła wzrok w moją stronę, mierząc chłodnym spojrzeniem.
- Rosie, co się stało? - spytałem z przestrachem.
Podniosłem z kanapy poduszkę i zakryłem nią głowę, bojąc się o bombardowanie w moją czaszkę.
- Nie rób mi krzywdy!
Rzuciłem się na fotel, który złamał się pode mną jak szmaciana lalka. Ups. Rosalie miała zły humor. Generale, wycofujemy się... Szedłem w stronę naszego pokoju na paluszkach, ledwie dotknąwszy podłogi.
- Stój.
O, nie. Co za pech.
- Taaak?
Odwróciłem się na pięcie z zamkniętymi oczami.
- Płacisz za fotel.
Moja ukochana parsknęła swoim melodyjnym śmiechem, doprowadzając mnie do białej gorączki. Złapałem ją pod boki, unosząc do góry, na co ona krzyknęła z radości niczym mała dziewczynka. Zaniosłem ją do pokoju i położyłem na naszym łożu. Tak, wiem. Pomyślicie, że po kiego grzyba nam łóżko. Cóż, przydawało się do paru rzeczy. Już niemal musnąłem ją w marmurowe usta swoimi wargami, ale ona z łatwością mnie odepchnęła. Z westchnieniem opadłem na drugą stronę.
- Może tak: gdzie byłeś, mój Romeo?
Poczułem zmieszanie.
- Skłamałbym, jeślibym powiedział, że w domu. Prawda była taka, że...
- Och, nie drocz się ze mną.
Jej platynowe włosy uderzyły mnie w twarz.
- Byłem... byłem w górach. Polowałem! - oznajmiłem z dumą.
Połknęła haczyk, uśmiechając się nieznacznie.
- Czemu nie zabrałeś mnie ze sobą?...
Taak! Niestety do pokoju wpadł mój rozwścieczony brat, Edward Cullen, z błękitną bluzą w ręku, która należała... do mnie? Zmrużyłem oczy, poczuwszy zawroty głowy. Braciszek wyglądał, jakby jego łepetynę roztrzaskano przed chwilą o asfalt i wypatroszono oczy, a później znów wciśnięto je na swoje miejsce. Posłałem mu pytające spojrzenie, jeszcze mocniej obejmując moją żonę. Warknąłem na niego niemalże niesłyszalnie. Ubranie rzucił mi w twarz. Po chwili opierał się już nonszalancko o framugę drzwi.
- Możemy...? - zacharczał.
- Tak.
Wyszedłem na palcach z pokoju, pozostawiając Rosalie z zaskoczoną miną. Popchnąłem drzwi, które zamknęły się z łoskotem.
- Co ta bluza robiła u Belli?
- Zabrałem ją na wagary.
- Że co?
- Poszliśmy nad rzekę.
Walnął ręką w ścianę i pozostawił na niej ślad swojej pięści. Przyznaję, wyglądało to nieładnie.
- Wiedziałem! Wiesz, że tam jest niebezpiecznie?! Zagrażasz jej życiu!
Prychnąłem, prężąc swoje muskuły.
- Ja? Ja jedynie dostarczam jej trochę rozrywki! To ty ciągle gderasz o jej zdrowie! Najwyżej trochę się zaziębi, do jasnej cholery! Człowieku, wyluzuj trochę! Nic dziwnego, że ciągle jest taka zastraszona i uważna! A teraz jak jakiś tchórz uciekasz do tej całej Tanyi...
Wdychał spazmatycznie powietrze do swoich płuc, rozluźniając się.
- Masz rację, przepraszam. Nie daję jej wytchnienia, a sam wyjeżdżam... Masz rację. Wiesz, zabieraj ją gdzieś czasem, jeśli nie będzie mnie w pobliżu. - zakończył swój wywód z uśmiechem i odmaszerował do pokoju.
Czasami nie pojmowałem zmian jego nastroju, tej przepaści między uśmiechem a złością. Dalej to wszystko badam, niczym zapalony naukowiec. Pokręciłem głową i wróciłem do Rose.

Jego potężne, męskie dłonie gładziły mnie po rozgrzanym policzku. Czule szeptał mi do ucha miłe słowa i przyjemne komplementy, na co ja parskałam śmiechem albo pąsowiałam. Już, już prawie musnęłam jego przyjemnie zimne wargi, gdy nagle...
Otworzyłam oczy z wielkim znakiem zapytania nad głową, ponieważ nie wiedziałam, do kogo owe ręce należą. Bardzo mnie to zdenerwowało. Jeden ruch, a już moja ręka spoczywała na szafce. Po omacku szukałam telefonu, a gdy już go znalazłam, niecierpliwie kliknęłam na zieloną słuchawkę. Renee?

- Halo? - sapnęła Bella do telefonu.
Nagle się rozpromieniłam. Na mojej twarzy usianej zmarszczkami kwitł uśmiech.
- Isabello! Jakże się cieszę, że cię słyszę! - zatrajkotałam.
W słuchawce usłyszałam głośne westchnięcie.
- Bella, mamo.
Zacmokałam niecierpliwie do słuchawki i jeszcze raz spoglądnęłam na swoje nowe tipsy.
- Wiesz, lecę do ciebie.
Trzask.
- Że niby... hę?
Oddaliłam komórkę daleko od mojego ucha, a samolot zawył w tej chwili głośno. Znów się uśmiechnęłam.
- I co?
Cisza.
- Bells?
Głucho!
- To nie jest śmieszne! Dobrze, że interweniuję! Boję się o ciebie, jesteś taka roztrzepana, zupełnie jak...
- Ty?
Ściągnęłam brwi. Moja córka uważa, że jestem roztrzepana! Z lekkim podenerwowaniem nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Phil zachrapał głośno, jeszcze mocniej opierając się o moje ramię. Strzepnęłam go z siebie, poprawiając turkusową bluzkę.
- Ej! Nie chrap, ty mały...
- Nie kończ.
Odwrócił się ode mnie z naburmuszoną miną.

- O co poszło?
Wzdrygnąłem się, jednocześnie wzruszając ramionami.
- O nic, co ważne.
Zły ruch. Odsunęła się ode mnie, patrząc w przestrzeń przed sobą. Westchnąłem, obejmując ją jedną ręką.
- Masz coś przeciwko, żebym zaopiekował się Bellą przez ten czas, kiedy nie będzie Edwarda?
Zamknąłem oczy, oczekując wybuchu ze strony Rose. Cisza. Kompletna pustka pojawiła się w jej ślicznych oczach.
- Aha! Więc o to chodzi! Wiesz, dlaczego nigdy jej nie lubiłam?
Pokręciłem głową, mrugając niespokojnie oczyma.
- Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi.
Jej wnętrze płakało. Chociaż nie widziałem jej łez, zajrzałem do jej środka. Do jej serca, które mimo wszystko miała. Biło gdzieś tam daleko. Uścisnęła przez sekundę moją rękę, patrząc mi głęboko w oczy. Zawsze bałem się jej spojrzenia, które przeszywało człowieka na wylot. Jakby znała cudze myśli i uczucia. Tak też zrobiła ze mną. Delikatnie ścisnęła mój kciuk i powolnym krokiem wyszła z pokoju. Kiedy już to zrobiła, ja podpełzłem do szafy i wyjąłem z niej moją klasyczną gitarę. Nikt nie wiedział, że grałem. Oprócz Rosalie. Nikt nie wiedział, że oprócz wszystkich wyśmiewających osiłkiem jestem też wrażliwym młodzieńcem. Zagrałem piosenkę, którą napisałem dla Rose. Muzyka połykała struny, struny połykały muzykę, a ja zapadłem w głęboki trans.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Patepetka
PostWysłany: Pią 19:12, 27 Mar 2009 
Wampir


Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin


Emmett gra na gitarze. Po prostu świetny pomysł. Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie. Jest takie oryginalne. Do tego jeszcze akcja z matką Belli.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Astrid
PostWysłany: Sob 19:41, 02 Maj 2009 
Nowonarodzony


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 172
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


O rany.
Alice, jesteś genialna! Świetny FF! Podoba mi się, że nie robisz z Emmetta idioty, tylko normalnego faceta. Mniej więcej faceta.
Kurczę, okropnie mi szkoda Rosalie. Chyba nie rozdzielisz Ema&Rose prawda? To moja ulubiona para!
Zakończenie ostatniego rozdziału jest straszne. Tzn jest świetne ale strasznie smutne i dobijające.
A Edward mnie wkurza. Okropnie. Zrobiłaś z niego jakiegoś zadufanego w sobie chłopaka... Ale to zawsze jakaś odmiana Wink
Mam nadzieję, że będziesz kontynuować.
p,
A.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicobella
PostWysłany: Pon 11:42, 20 Lip 2009 
Cullen


Dołączył: 30 Cze 2009
Posty: 1273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Masz wielki talen i boskie pomysły. Emmett grający na gitarze i szokująca śmierć Charliego jesteś genialna! Mam nadzieję, że napiszesz czwartą część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dasskaa
PostWysłany: Pią 10:33, 07 Sie 2009 
Przechodzeń


Dołączył: 07 Sie 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Świtne. po prostu świetne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum www.forks.fora.pl Strona Główna  ~  Twilight Fanfiction / Opowiadania

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach