Forum www.forks.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<   Twilight Fanfiction / Opowiadania   ~   [T] Zniewolony ptak (The Caged Bird) Rozdział drugi
Astrid
PostWysłany: Pon 21:25, 28 Gru 2009 
Nowonarodzony


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 172
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5






Nieśmiała Bella Swan mieszka ze swoją bardzo religijną matką, Renée. Kiedy dostaje szansę i spotyka Edwarda, zdaje sobie sprawę, że życie w ukryciu, które prowadzi, nie jest komfortem tylko więzieniem.

[OOC] [AU/AH]

Zgoda: brak kontkatu z autorką. Prośbę wysłałyśmy dosć dawno i ciągle nie otrzymałyśmy odpowiedzi. Ciągle próbujemy.

Na wstępie pragnę zaznczyć, że to moje pierwsze tłumaczenie, oraz że razem ze mną tłumaczyć będzie Glamooorous. Nie polecam sprawdzania słowo w słowo z oryginałem. Smile

Beta: Marcia993, której bardzo dziękujemy :*

Dla fanów pdf, podaję adres chomika:
[link widoczny dla zalogowanych]

*wdech, wydech*


PROLOG

The caged bird sings
with a fearful trill
of things unknown
but longed for still
and his tune is heard
on the distant hill
for the caged bird
sings of freedom.
- Maya Angelou




Wszystko zaczęło się od książek.
Kiedy zrozumiałam zamysł języka angielskiego, rozpoczęła się moja fascynacja słowem pisanym. Gdy miałam cztery lata, znalazłam u mamy w szafie starą, obszarpaną książkę z bajkami i nauczyłam się czytać. Te historie były dla mnie wszystkim. Fantazyjni książęta, odważne walki na miecze, mistyczne stwory – dzięki nim przenosiłam się do pięknych, zalanych słońcem krain, gdzie ludzie nigdy, przenigdy ze sobą nie walczyli.
Zupełnie inaczej niż w moim domu.
Wszechobecny mrok Forks idealnie komponował się ze wszystkimi naszymi postawami życiowymi. Mieszkając z ciągle zaciągniętymi zasłonami (według mojej mamy robiliśmy to, by odgrodzić się od oczu ciekawskich sąsiadów), czułam się tak, jakbyśmy żyli w zmierzchu. Pamiętam, jak przez całe wczesne dzieciństwo zastanawiałam się, czy różnica między dniem a nocą jest taka, za jaką ją uważałam. Dla Swanów wszystko miało po prostu różne odcienie szarości.
Mimo że byłam przedwcześnie gotową do nauki sześciolatką, moja matka, Renee, odwlekała zapisanie mnie do publicznej szkoły, tłumacząc to tak zwaną „świecką naturą”. Kiedy mój ojciec, Charlie, z tego powodu się z nią pokłócił (co robili dość często, przez co miałam wrażenie, że to ja jestem przyczyną wszystkich kłopotów), wstąpiła w nią wściekłość.
- Żadne boże dziecko nie może pójść do szkoły, gdzie nie pozwalają się modlić! – wrzeszczała, a jej policzki oblały się mocno kontrastującym z jej uporządkowanymi, delikatnie złotymi włosami szkarłatem. Mama była piękna. Miała smukłą sylwetkę, którą stale ukrywała pod zbyt nakrochmaloną, zapinaną pod szyją bluzką oraz przesadnie długimi spódnicami. Jednak okazjonalnie mogłam zobaczyć w błysku jej zmiennych, morskich oczu kobietę atrakcyjną oraz kochającą zabawę. Dokładnie taką, która dawno temu na kościelnym pikniku złapała w swoje sidła mojego ojca.
Tata przebiegł zmęczoną dłonią po kilkudniowym zaroście.
- Dziewczynki muszą chodzić do szkoły, Renee. Tak stanowi prawo. Jakby to wyglądało, jeśli córka szefa policji łamałaby zasady? – Wpatrując się w moją mamę, wziął głęboki oddech i posłał mi szczęśliwy uśmiech oraz mrugnięcie.
Gdybyśmy postawili Renee w roli surowego strażnika wszystkich dobrych i zdrowych rzeczy w naszym domu, to tata zdecydowanie byłby inicjatorem każdej psoty. Kiedy wracał po długim, spędzonym w policji Forks dniu, pędziłam wprost w jego ramiona, a on wyrzucał mnie w powietrze i łaskotał swoimi wąsami. Krzyczałam i śmiałam się, po czym po jednym zerknięciu na moją matkę odstawiał mnie z powrotem na podłogę. Marszczyła brwi i mówiła, że takie brutalne zabawy nie są dobre dla delikatnych, małych dziewczynek. Całe szczęście uciekało z jego oczu, a ja stawałam się bardziej szara i smutna.
Mama, bardzo zamyślona, wepchnęła ręce w ogromne kieszenie spódnicy i wyjęła lekko sfatygowaną Biblię. Kiedy w zadumie wodziła palcem po skórzanej okładce, nagły błysk natchnienia ukazał się w jej oczach.
- Sama będą ją uczyć – oświadczyła stanowczym tonem, kiwając głową. – Łatwiej jej będzie przyswajać wiedzę w swoim własnym domu niż w rozpadającej się szkole.
Schowała Pismo Święte do kieszeni, nim pochyliła się, równając się ze mną i twardo chwyciła moje wątłe ramiona w swoje zgrubiałe dłonie.
- Nie chcesz tego, moja mała Bello? Całe dnie zostawać w domu z mamusią i uczyć się o cudach Jezusa, naszego Pana i Zbawiciela?
Lekko mną potrząsnęła, bo nie odpowiedziałam jej od razu. Chciałam pójść do szkoły z dziećmi w moim wieku. Mieć przyjaciół, imprezy urodzinowe, nocować u koleżanek.
Spojrzałam w rozszerzone oczy matki, a potem przeniosłam wzrok na ojca. Wyglądał na kompletnie wykończonego cała tą kłótnią.
- Tak mamusiu. Chcę zostać w domu i uczyć się z tobą – odparłam automatycznie. Zrobiłabym wszystko, byleby oczy mojego ojca nie wionęły taką pustką. A ja nie mogłam już dłużej wytrzymać tej sprzeczki.
Natychmiast mnie puściła i odwróciła się do Charliego.
- Widzisz? Ona też tego chce, więc możesz już przestać wygadywać te wszystkie bzdury o szkole publicznej. – Uśmiechnęła się tryumfująco i udała się w kierunku kuchni, aby przygotować obiad.
- Och, Bello – zawołała znad ramienia, a ta piękna iskierka znów pojawiła się w jej oczach – jutro wybierzemy się do biblioteki i wyrobimy ci kartę.

~ ~ ~

W ten właśnie sposób odnalazłam siebie i swoje własne sanktuarium. Szłyśmy w deszczu, a kiedy przekroczyłam próg podwójnych drzwi jedynej w Forks biblioteki, odkryłam piękny, nowy świat.
Rzędy książek, barwne malunki na ścianach, szczęśliwe dzieci, całkowicie pochłonięte przez czytanie i wyobrażanie sobie przygód… Dokładnie tak, jakbym wreszcie znalazła prawdziwy dom.
- Witam – zaświergotał słodki głos, przerywając moje rozmyślania. Otrząsając się z dziwnej zadumy, spojrzałam na twarz ciemnowłosej kobiety z najsłodszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widziałam. Stał się on jeszcze szerszy, gdy wyciągnęła do mnie rękę i potrząsnęła nią. – Jestem panna Angela z biblioteki dziecięcej. Mogę wam w czymś pomóc?
Odwzajemniłam jej gest, ponieważ widywałam go u dorosłych, z którymi miałam styczność.
- Nazywam się Isabella Swan, w zdrobnieniu Bella. Jestem tutaj, żeby wyrobić moją pierwszą kartę biblioteczną – oświadczyłam dumnie.
Matka uniosła brwi, ostrożnie usunęła moją rękę z uścisku panny Angeli i odchrząknęła.
- My – głośno sprecyzowała – jesteśmy tutaj, żeby wypożyczyć kilka książek o domowym nauczaniu oraz chrześcijańskich obyczajach.
Wypuściła moja spoconą dłoń, po czym zaczęła wycierać swoją o wyblakłe wzorki na spódnicy. – Mogłaby pani wskazać nam właściwy kierunek?
Oczy bibliotekarki nieznacznie się zwęziły, ale jej uśmiech w cudowny sposób pozostał nienaruszony.
- Oczywiście, proszę pani. – Obróciła się i zakrzywiwszy jeden palec, zaczęła na nas kiwać. – Tędy.
Podążyłyśmy za panną Angelą po ciemnym dywanie głównej czytelni, dopóki nie dotarłyśmy do drzwi z wyraźnym napisem „Pokój Dziecięcy”. Kobieta nagle się zatrzymała i spojrzała na moja matkę.
- Możliwe, że lepiej będzie, jeśli zostawimy Bellę tutaj, kiedy będziemy szukać żądanych książek – zasugerowała bibliotekarka, prowadząc mnie w kierunku wejścia. – W dziale literatury faktu dzieci często stają się zbyt głośne i niesforne. To przeszkadza innym gościom.
Mama zatrzymała się, zamyśliła i w końcu kiwnęła głową w geście aprobaty. Gdy panna Angela odchodziła, odwróciła głowę w moją stronę i mrugnęła do mnie figlarnie. Wolny uśmiech rozszerzał się na mojej twarzy, kiedy zdawałam sobie sprawę, że naprawdę znalazłam swoje własne sanktuarium, a dodatkowo także nową przyjaciółkę.

~~~

Lata mijały, zakrywając się delikatną mgiełką, a ja nadal znajdowałam ukojenie w bibliotece. Kiedy mój ojciec wreszcie porzucił ducha dawnej miłości i zostawił swoją żonę, płakałam jak głupia nad stronami „Wichrowych Wzgórz”, zastanawiając się, dlaczego małżeństwo moich rodziców nie potrafiło być wieczne jak obsesyjna miłość Heatcliffa i Catherine. Wtedy matka zdała sobie sprawę, że mogłaby wysłać mnie do Chrześcijańskiej Akademii Forks i nie musiałaby płacić czesnego (jeżeli harowałaby jak wół przez sześć dni w tygodniu w biurze porad). Pociągnęła za wszystkie niezbędne sznurki, żeby przyjęli mnie tam od razu. Poszłam do szóstej klasy i byłam okropnie przerażona na samą myśl o tym, że inne dzieci mogłyby pomyśleć, że jestem jakimś uczącym się w domu dziwakiem. Me serce wyrywało się do panny Angeli, a ona uspokajała mnie, mówiąc głosem pełnym zdumienia, że nikt o zdrowych zmysłach nie potrafiłby nie zakochać się w mojej życzliwości.
Dzięki jej pocieszeniom i okazjonalnym telefonom do ojca – wykonywanym z bezpłatnego telefonu bibliotecznego, ponieważ moja matka pocięła wszystkie zdjęcia, na których został uwieczniony i uznała, że nigdy nie istniał – zbierałam się na odwagę, aby spróbować znaleźć nowych przyjaciół w Akademii. Na szczęście już pierwszego dnia poznałam Jessicę Stanley. Jej ojciec był organistą w naszym kościele - First Babtist Forks. Włosy miała tak samo bujne jak osobowość. Dzikie, czarne loczki fruwały wszędzie, kiedy entuzjastycznie kiwała głową, a te wszystkie głupiutkie rzeczy wychodziły z jej ust tak jak teraz.
- Ty jesteś Isabella Swan? – zapytała, przybliżając się do mnie w zatłoczonym holu, podczas gdy ja próbowałam przypomnieć sobie kombinację cyfr do mojej szafki.
- Um… tak? – odpowiedziałam ostrożnie, uważając przy wkładaniu książek. Wcześniej widziałam Jessicę w kościele. Moja matka nigdy nie pozwoliła mi rozmawiać z żadnymi innymi dziećmi, ale to nie znaczyło, że nie próbowałam szeptać z nimi podczas mszy.
- Jestem Jessica Stanley. Widziałam cię wcześniej koło First Babtist. – Pochyliła pytająco głowę w geście, który doskonale poznałam w ciągu naszej znajomości. – Czemu nie widziałam cię wcześniej w szkole?
Przygotowałam się na każdą negatywną reakcję, która wiązała się z tym, że byłam jednym z „uczących się w domu dziwaków”. Wszystkim wydawało się to zabawne.
- Um... Przez pewien czas uczyła mnie mama.
Zmarszczyła brwi.
- Och.
Kiedy pękł jej balon z gumy do żucia, owocowy zapach otoczył mnie tak, że poczułam lekkie nudności.
- Usiądź z nami na lunchu.
I to było to. Od pierwszego dnia spędzałam cały czas z grupą przyjaciół z Akademii. Oprócz Jessici znajdował się tam Mike Newton - posiadający dobre maniery, sympatyczny chłopak z nastroszonymi blond włosami oraz przyjacielskim uśmiechem, a także Lauren Mallory, która była jedyną córką wielebnego Mallory’ego.
Bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że fakt, iż jesteś dzieckiem pastora, automatycznie nie robi z ciebie miłej osoby. Ze swoimi błyszczącymi, lodowo-białymi włosami, dużymi, niebieskimi oczami i nadwyraz rozwiniętym ciałem działała jak magnes na męską część szkolnej populacji. Jednak ta piękną twarz z łatwością przybierała złośliwy wyraz. Pierwszego dnia na lunchu widziałam to na własne oczy.
- To naprawdę ładna spódnica, Bello – komplementował nerwowo Mike łamiącym się głosem. Oblałam się pomidorową czerwienią, cicho mu dziękując, w czasie gdy odrywałam skórkę kanapki z tuńczykiem. Spojrzawszy w górę, zauważyłam, że oczy Lauren zmieniły się we wściekłe szparki.
- Tak – zgodziła się, a jej głos był ckliwie-słodki. – Sporo czasu musiało ci zająć uszycie jej. Skąd wzięłaś materiał? Z Walmarta?
Jessica zaśmiała się głośno, zakrywając usta ręką, kiedy inni patrzyli gdzieś w bok i czuli się niezręcznie. Nie sądziłam, że to możliwe, ale czułam, że przez ten komentarz moja twarz oblała się plamą szkarłatu. Ponownie skierowałam oczy na Lauren i zobaczyłam błysk jej złośliwego humoru. Od tego dnia trzymałam się mojej mentalnej notatki, aby siedzieć przy niej cicho.
Po pierwszym, oficjalnym, skończonym w Akademii dniu, biegłam sprintem do jedynego miejsca, w którym wiedziałam, że mogę znaleźć schronienie przed przytłaczającym mnie wyczerpaniem. Kiedy wkraczałam do jej biura w bibliotece, panna Angela miała już przygotowany talerz z orzechowo-maślanymi ciasteczkami (z całą pewnością to moje ulubione – mogłabym je jeść, dopóki nie zachorowałabym fizycznie) i miętową herbatą, czekając na mnie. Gdy opowiedziałam jej o tym, co dzisiaj robiłam, znalazłam w sobie siłę, aby śmiać się z tej całej sytuacji z Lauren, a głównie z tego, że poczułam się wtedy taka zawstydzona. Szkoła następnego dnia nie wydawała się już taka zła jak jeszcze przed chwilą.
Tak wyglądała moja rutyna w następnych latach - rano nabożeństwo z matką, następnie bezdenna otchłań, czyli szkoła, a potem biblioteka z panną Angelą, gdzie wreszcie odnajdywałam siebie i relaks. Kiedy chodziłam do dziewiątej klasy, zaproponowała mi stanowisko asystenta bibliotecznego. Byłam wniebowzięta. Powiedziałam matce, która nie czuła się dobrze z tym, iż mam prawdziwą pracę, że to wolontariat promujący wśród „pogańskich dzieci” Jezusa w Forks. W końcu na to przystała. Nigdy nie czułam się szczęśliwsza, robiąc coś, w co wierzę i co kocham. Nareszcie wszystko w moim życiu stało się stabilne i bezpieczne.
Przynajmniej dopóki Edward Cullen nie pojawił się na „czasie bajek” i nie rozpętał piekła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Astrid dnia Pią 21:20, 08 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bells
PostWysłany: Śro 18:27, 06 Sty 2010 
Administrator


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2493
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5


NAJPIERW - poprawiłam tytuł Razz Proszę bez drukowanych liter w tytule następnym razem i po dodaniu ostatniego rozdziału zmień [NZ] na [Z] okey ? Wtedy będę wiedziała, że mam to przenieść do działu zakończonych opowiadań Very Happy
A TERAZ:

stwierdzam z radością, że błędów nie widzę Very Happy
Przebrnełam przez tysiące zmierzchowych fanficków i na ten pomysł jeszcze nikt nie wpadł - gratulacje Wink
PODOBA MI SIĘ I CHCĘ KOLEJNE CZĘŚCI! Very Happy
biedna Bella.... najwyraźniej nie potrafi powiedzieć czego naprawdę chce, bo nie chce sprawić przykrości innym - niestety znam ten ból
Ciekawa jestem jak to będzie z Edwardem... bedzie Bad Boyem, ściągnie Bellę na złą drogą i Renne będzie temu przeciwna? Czy będzie cichym, spokojnym chłopcem raczej? Very Happy Licze bardziej na tą pierwszą wersję, ale i tak wiem, że nawet jak wymyślisz coś innego to będzie się miło czytało - masz fajny styl, lekki i przyjemny w czytaniu Smile Nie muszę przechodzić przez najbardziej wnerwiający etap czytania niewktórych opowiadań, którym jest głowienie się "co autor miał na myśli" Very Happy I chwała ci za to Wink
No... rozpisałam się Very Happy Chyba za bardzo... Jeszcze mój komentarz będzie dłuższy od twojego opowiadania xD
Tylko mam jedno ALE: dodaj w miarę szybko rozdział xD Nie znosze jak muszę czekać na kolejny rozdział kilkanaście dni Wink Jak dla mnie to dzisiaj możesz wkleić nastepny Wink
Żałuję, że wczesniej tu nie wpadłam i nie miałam czasu poczytać Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bells dnia Śro 18:30, 06 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Astrid
PostWysłany: Śro 19:50, 06 Sty 2010 
Nowonarodzony


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 172
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


No to wklejam - dzięki za komentarz Wink I Bells - ja to tłumaczęVery Happy Razem z kumpelą xD

Beta: marcia993
Rozdział Pierwszy:
"Calypsos"


Kiedy pchałam stary, drewniany wózek wokół zagadkowej, dziecięcej części biblioteki, nuciłam sobie pod nosem i uśmiechnęłam się na widok książkowego bałaganu, który zostawił po sobie jakiś dzieciak. Książki były rozsypane w całym przejściu. Przynajmniej najpierw zapewne je przeczytał – pomyślałam optymistycznie i całą stertę umieściłam tam, gdzie spoczywała reszta.
Przyszłam do pracy spóźniona o jakieś dziesięć minut, ponieważ na szóstej lekcji w sali gimnastycznej miałam jeden z moich „wypadków”. Siedziałam z lodem przyłożonym do rzepki kolanowej i choć nie wydawało mi się to świetnym pomysłem na spędzenie czasu, powinnam zastanowić się nad częstszymi zranieniami, bo przynajmniej nie musiałabym grać w gry zespołowe.
Spojrzałam na siebie i skrzywiłam się, zdając sobie sprawę, że w tym ogólnym pośpiechu, gdy starałam się, by zdążyć na czas do biblioteki, zapomniałam zdjąć szkolny mundurek. Chociaż niebieska, sięgająca do kolan, plisowana spódniczka, biała koszulka i dopasowany krawat w szkocką kratę wydawały się być stosownym ubraniem do pracy, to generalnie nie lubiłam nosić ich dłużej niż to konieczne. Po całym, szkolnym tygodniu miałam ich po prostu dosyć.
Kątem oka zauważyłam jakiś błysk, więc przechyliłam głowę i wnikliwie oglądnęłam delikatny, srebrny krzyżyk, który teraz wisiał na mojej szyi. Trzy dni temu obchodziłam siedemnaste urodziny i tata zaskoczył mnie w pracy, przychodząc z kawałkiem czekoladowego, niemieckiego ciasta z taniej, miejskiej restauracji oraz małym, porządnie zapakowanym prezentem urodzinowym.
- Wszystkiego najlepszego, Bells – mruknął szorstko, wręczając mi podarek. Delikatnie odwinęłam papier, odkrywając ten piękny naszyjnik, który teraz noszę. Trochę zabolał mnie fakt, że nie mogłam mieć go na sobie w pobliżu mojej matki, jeżeli nie chciałam doprowadzić jej do kompletnej histerii. Ona oczywiście kupiła mi zupełnie nową, oprawioną w skórę Biblię. Od kiedy skończyłam dziesięć lat, na każde urodziny dawała mi ten sam prezent. Nie byłam do końca pewna, co powinnam zrobić z tak wieloma kopiami Pisma Świętego, ale sądzę, że tą swoją misją próbowała oderwać mnie od czytania „świeckich” książek, co robiłam, odkąd zaczęłam uczęszczać do biblioteki jak do drugiego domu.
Skończyłam układać książki na półkach i zawróciłam wózek w stronę biurka. „Czas bajek” miał się niedługo zacząć, a ja musiałam wcześniej przygotować pokój dziecięcy i wyłożyć dostawy rękodzieł oraz ustawić teatrzyk kukiełek. Praca z dziećmi, które pojawiały się w bibliotece, była największą atrakcją całego tygodnia. Ich nieokiełznane pragnienie wiedzy oraz przedwczesna dojrzałość stwarzały nowe, orzeźwiające i energiczne wyzwanie. Wiedziałam, że panna Angela bardzo mi ufała, skoro powierzyła mi to zadanie, więc chciałam zrobić wszystko, by dać jej pewność, że jej nie zawiodę.
Zaczęłam się zastanawiać, czy ponowne przeczytanie „The Library Dragon” nie będzie zbyt banalne, gdy nagle mój wózek w coś trzasnął.
- Co. Do. Kurwy – zajęczał głęboki głos gdzieś z okolic podłogi.
Albo ktoś.
- O kurczę! Nic ci nie jest? Bardzo przepraszam, ale nawet cię tutaj nie zauważyłam! – Wgramoliłam się na miejsce obok nieporęcznego wózka na książki i kucnęłam przy uderzonym ciele dość wysokiego, nastoletniego chłopca. Delikatnie uniosłam jego głowę, ułożyłam ją na swoich kolanach i zaczęłam lekko poklepywać go w policzek.
- Och, obudź się, proszę, proszę, obudź się.
Zamknęłam oczy i zaczęłam się głośno modlić.
- Jezu, spraw aby ten młody mężczyzna nie był poważnie ranny przez moją okropną niezgrabność.
Powoli otworzyłam jedno oko i zerknęłam na jego absurdalnie przystojną twarz, po czym kontynuowałam modlitwę:
- I Panie, jeżeli potrącanie ludzi wózkiem na książki stanowi część twojego planu na moje życie, to czy mogłabym to robić naprawdę wkurzającym oraz brzydkim osobom?
Usłyszałam parsknięcie stłumionego śmiechu i otworzyłam oczy, patrząc w dół na rozłożone na podłodze ciało. Na długie, umięśnione nogi w ciemnych dżinsach, zachwycająco wyraźny, ukryty w ciasnej, białej koszulce sześciopak i piękna twarz jak u Archanioła Gabriela… Lub jednego z mężczyzn, jacy pojawiali na okładkach tych niemożliwie sprośnych romansów, w które zawsze potajemnie wpatrywałam się przy kasie w sklepie spożywczym. Miał ostrą linię szczęki, delikatnie osłoniętą przez lekki zarost, mocno podkreślone, poważne brwi i tak śliczne brązowe włosy, że nie mogłam powstrzymać moich palców przez leciutkim dotknięciem ich jarzących się pasemek.
Przez mój odważny gest jego oczy otworzyły się, a on zaczął niechętnie zdejmować moją rękę ze swojej fryzury i sapnął, kiedy dosięgnął ciepłymi palcami moich własnych. Schyliłam twarz do jego, a moje włosy uformowały ciemną kurtynę wokół naszej dwójki, podczas gdy ja wpatrywałam się w głęboką, przenikliwą zieleń jego oczu. Mogłam zobaczyć rozsiane złote plamki w szmaragdowej otchłani oraz jego długie i gęste rzęsy. W kąciku tych zachwycających, grzesznych ust pojawił się uśmieszek ukazujący perfekcyjnie proste, olśniewająco białe zęby. Westchnęłam, doceniając jego niezwykłą urodę. Kiedy swoim soczystym językiem zwilżył wargi, czekałam bez tchu, aż mój uroczy książę się odezwie.
- Więc – zaczął aksamitno-smutnym głosem – będziemy wylegiwać się na tej brudnej podłodze cały dzień? Jeśli tak, to mogłabyś odpiąć parę guzików tej zboczonej koszulki ze szkoły katolickiej, którą teraz nosisz i polepszyć dla mnie widok.
Szczęka opadła mi w kompletnym szoku, przez co jego uśmiech wyraźnie się powiększył.
- Nie żebym już teraz nie miał genialnego widoku – kontynuował, łapiąc jeden z moich luźnych loków. – Mimo że okryte kompletnie tanim, poliestrowym materiałem, nadal są to najlepiej wyglądające zderzaki, jakie kiedykolwiek widziałem. Gratuluję.
Moja ręka zdawała się mieć własny pomysł, kiedy uniosła się i uderzyła jego policzek.
- A niech to! Uderzyłam cię! – zawołałam, skacząc na obie nogi i przykładając w przerażeniu obie ręce do ust. W całym życiu nigdy nikogo nie uderzyłam (ale zdarzały się takie momenty, kiedy z chęcią wytargałabym Lauren Mallory za włosy), a teraz byłam upokorzona przez moje całkowicie niewłaściwe zachowanie.
Burknął mi w odpowiedzi, prawdopodobnie przez fakt, że walnął głową o podłogę, gdy ja w pośpiechu wstawałam.
W środku tej bijatyki wszedł pan Jasper - nasz główny bibliotekarz.
- Więc, Bello – zaczął, posyłając mi ciepły uśmiech, zanim podał rękę leżącemu na ziemi mężczyźnie. – Widzę, że poznałaś naszego nowego asystenta bibliotecznego, Edwarda Cullena. Będzie jak twój cień przez kilka następnych tygodni. Możesz mu wszystko pokazać, prawda?
Oczy rozszerzyły mi się z przerażenia, a zdecydowanie zły, szeroki uśmiech rozciągnął się na twarzy chłopaka.

Jezu, pomóż mi.

* * *

Pan Jasper był prawdopodobnie jednym z najmilszych mężczyzn - z wyjątkiem mojego taty - jakich kiedykolwiek spotkałam. Miał piękne, falowane, blond włosy, szarawo-niebieskie oczy i zabójczy uśmiech, z którego po prostu sączył się południowy urok. Jego nieskazitelnie dopasowany garnitur sprawiał, że w każdym calu wyglądał jak prawdziwy dżentelmen. Jessica i Lauren lubiły mnie odwiedzać od czasu do czasu tylko po to, aby próbować uderzyć do biednego gościa. Generalnie czułam się z tym źle i usiłowałam trzymać je tak daleko od niego jak to tylko możliwe. Ale już nigdy więcej. Teraz miałam ochotę go zabić! Nie wierzyłam, że mógłby uwięzić mnie z takim nieznośnym... dupkiem.
Zastanowiłam się nad słowem „dupek” i mentalnie skrytykowałam się za użycie tak plugawego języka, nawet jeśli zrobiłam to tylko w myślach. Leniwy. Rozpuszczony. Arogancki. Wydyszałam te wyrazy ze zniecierpliwienia i skrzyżowałam ramiona na piersi.
W ciągu ostatnich trzydziestu minut Edward Cullen stał się zmorą całej mojej egzystencji. Odkąd pan Jasper wyszedł i zostawił go w moich „zdolnych rękach”, nie zrobił nic oprócz bycia konsekwentnie irytującym. Zazwyczaj „Czas bajek” był olbrzymim uśmierzaczem stresu, rodzajem doświadczenia zen, które sprawiało, że czułam się całkowicie naładowana energią. Jednak ze śledzącym mnie i panoszącym się wokół Edwardem nie miałam chwili spokoju. Usiadł na jednym z tych niedorzecznie malutkich, dziecięcych krzesełek i podczas czytania „Gdzie mieszkają dzikie stwory” wołał głośno, że „raczej poczeka na film”. Wszystkie dzieci śmiały się z jego wariackich min i zachowania, a ja prawie walnęłam go książką w głowę.

Siedemnaście lat nieużywania przemocy to zbyt wiele - sapnęłam do siebie.

- Panno Bello, panno Bello! - Spojrzałam na małego, szarpiącego moją spódnicę Jamesa Mastersona. - Zobacz, co dla ciebie zrobiłem. - Dumnie wskazał palcem rysunek, który wyglądał na niezwykle grubego, fioletowego potwora.
Uśmiechnęłam się do niego i poklepałam po głowie. - Wspaniale, James! Wygląda jak potwór z bajki, którą czytaliśmy. Jesteś dobrym artystą - zawyłam, klękając i delikatnie go ściskając.
Zmarszczył czoło i tupnął swoją mała nóżką. - Nie, panno Bello! To ty! Pan Edward mi pomógł - dodał troskliwie, wskazując jednym, pulchnym palcem na winowajcę. On, ukrywając dławiący śmiech, wyglądał, jakby sam zmienił się w potwora o fioletowym odcieniu.
Nagle, siedząc w wyprostowanej pozycji na maleńkim, dziecięcym krzesełku, uspokoił się i przybrał poważny wyraz twarzy. – James - oświadczył, umieszczając koniuszki palców pod brodą. – Myślę, że zapomnieliśmy tutaj o czymś ważnym. - Wyciągnął ramiona przed siebie i nieprzyzwoicie zaczął imitować piersi, próbując powiedzieć Jamesowi, co dokładnie przegapili w rysunku. - Panna Bella ma ogromne, gigantyczne... - Zatkałam swoją dłonią usta Edwarda i pogodnie ogłosiłam dzieciom, że „Czas bajek” został oficjalnie zakończony. Zbierały swoje rzeczy i wychodziły, narzekając na porę spania i domagając się większej ilości czasu na malowanie potworów panny Belli.
Krzyknęłam zaskoczona, kiedy poczułam mokre ciepło Edwardowego języka na środku mojej dłoni. Spojrzałam na niego spode łba i zaczęłam wycierać rękę o spódnicę.
- Czy to naprawdę było konieczne? - zapytałam rozdrażnionym tonem, przyjmując pozę „zirytowanej matki” poprzez ułożenie dłoni na biodrach i tupanie stopą w konsternacji.
Edward uśmiechnął się do mnie ze swojego małego krzesła. - Nie mogłem oddychać, panno Bello - odpowiedział słodko, mrugając tymi grzesznymi rzęsami. - Miałem udusić się na śmierć?
- To mógłby być początek - wymamrotałam, rozpoczynając sprzątanie bałaganu. Wyciągnęłam dłoń w lewą stronę i chwyciłam wilgotną gąbkę, po czym skłoniłam się ku wycieraniu z blatu kolorowych odcisków palców. Moje ruchy nagle ustały, kiedy poczułam z tyłu obecność Edwarda. Jego dłonie spoczęły na moich biodrach, a potem mocno je ścisnęły.
Natychmiast wyprostowałam się i obróciłam, prawie przewracając nas na ziemię. Położyłam dłoń na jego piersi, aby złapać równowagę i nieświadomie ścisnęłam rękę. Woda z gąbki wypłynęła i zmieniła jego białą koszulkę w mokrą mieszankę fioletowego, pomarańczowego i niebieskiego.

-Yyym... Twoja koszula... - jęknęłam, próbując odsunąć się od jego obezwładniającej prezencji i niesamowicie smakowitej klatki piersiowej. - ...jest cała mokra.
Spojrzał na mnie kompletnie rozbawiony i uśmiechnął się żartobliwie. - Myślę, że przeżyję - odpowiedział, niepostrzeżenie się przybliżając. Sięgnął po moją dłoń, która nie trzymała gąbki i przyłożył do swojego policzka. Powoli zamknął oczy i głęboko wciągnął powietrze. -Wiesz, że... - warknął, a jego wzrok stał się lubieżny. - Pachniesz prawie tak dobrze, jak smakujesz? - Przełknęłam ślinę, pokrywając się szkarłatnym rumieńcem, kiedy on schylił głowę w stronę mojej szyi i wziął kolejny duży wdech. - Zupełnie jak truskawki... - wymruczał, próbując usunąć dystans między nami.
W momencie zupełnej paniki moje plecy uderzyły o stół, po czym podniosłam się i wgramoliłam na blat, skutecznie blokując jego nikczemne (i, a niech to, prawie udane) próby uwodzenia.
- A ty kim jesteś? Wielkim, złym wilkiem? - zapytałam dumna, że mój głos zadrżał tylko nieznacznie. Skrzyżowałam ramiona na piersi, czekając na jego odpowiedź.
Zmierzwił włosy i ordynarnie szarpnął jedno pasmo w konsternacji. Przyglądając się jego pulsującemu bicepsowi, zauważyłam, że mam otwarte usta, więc szybko je zamknęłam, a moje zęby złączyły się z głośnym kliknięciem. Jego usta wykrzywiły się w chytrym uśmiechu i odsłoniły perlistą biel, która złowrogo pobłyskiwała w moim kierunku.
- Czy to cię czyni Czerwonym Kapturkiem? - zapytał ostrożnie. Jego piękne palce powędrowały między nas - na wilgotne miejsce na blacie.
Spojrzałam na jego nieprzyzwoicie przystojną twarz i zesztywniałam. Żaden arogancki głupek nie będzie przejmował nade mną kontroli w moim własnym sanktuarium, w moim domu daleko od tego prawdziwego. Teraz gra na mojej murawie, więc powinien nauczyć się szanować ustalone przeze mnie granice.
- Nie - odpowiedziałam chłodno, zmierzając w stronę drzwi. - Jestem drwalem, więc lepiej uważaj. - Zerknęłam jeszcze na jego zakłopotany wyraz twarzy, nim wyszłam na główny korytarz biblioteki.
Mały uśmiech zagościł na moich ustach, kiedy jego śmiech prowadził mnie aż do biurka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bells
PostWysłany: Śro 21:40, 06 Sty 2010 
Administrator


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2493
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Aaa! Dzięki za uświadomienie mnie Very Happy Uuhh... miałam rację! Edward jest BAD BOY Very Happy Very Happy !!! Hurra xD Jedyne co mnie irytuje to mówienie na biust "zderzaki" xD i nazywanie go ogromnym xD Bo to brzmi jakby Bella miała cycki jak Doda Very Happy
Czekam na nexta Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Astrid
PostWysłany: Pią 21:18, 08 Sty 2010 
Nowonarodzony


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 172
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


ROZDZIAŁ DOSTĘPNY NA CHOMIKU [link widoczny dla zalogowanych]


Oczywiście na koszt mojego transferu itp itd Smile

Miłego czytania! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Astrid dnia Pią 21:19, 08 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum www.forks.fora.pl Strona Główna  ~  Twilight Fanfiction / Opowiadania

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach