Forum www.forks.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<   Twilight Fanfiction / Miniaturki i drabble   ~   [M] Pocałunek wszystko zmienia...
Alice C.
PostWysłany: Sob 12:32, 07 Lut 2009 
Wyjątkowa istota


Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: La Push


To ff napisany przeze mnie, Nessie. Styl taki lekki, żeby się miło czytało. Cool Napisane pod wpływem weny i irytacji Zaćmieniem. Razz Zobaczycie, że takie małe smarkule też potrafią coś napisać!


Pod koniec trzeciej części sagi, przed bitwą, niedaleko namiotu...

Biegłem w zastraszającym tempie, nawet jak dla mnie, wampira. Nie słyszałem nic niepokojącego prócz własnych myśli i odgłosem krzaków pod moim dotykiem. W pogoni za ukochaną, Bellą. Codziennie pytam samego siebie, kim ona dla mnie jest. Odpowiedzi na to pytanie jest nieskończenie wiele, a przychodzą one aż za szybko. Ta zwykła nastolatka jest dla mnie iskierką nadziei, drugą połową mego ciała i serca, światłem w złych chwilach. Kocham ją za to, że jest. Na moją twarz wstąpił zmodyfikowany uśmiech. Zaciągnąłem się popołudniowym powietrzem. Wtedy już ją poczułem. Było pewne, że znajdowała się niedaleko. Ten słodki zapach płynącej w jej żyłach krwi, niczym najlepszy szampan. Upajałem się tą wonią aż do celu mojego biegu.

Nieśmiało rozpiąłem suwak namiotu i wskoczyłem do środka. Zastałem ją tam - moją brązowowłosą piękności. Siedziała skulona w kącie i nie raczyła nic rzec w moim kierunku. Przez chwilę byłem zdezorientowany, wpatrywałem się w jej zakłopotaną twarz. Trzęsła się jak osika, oplótłszy rękoma kolana. Odwróciła wzrok w moją stronę, a ja w tym samym momencie przechyliłem głowę w lewo.
- Bello, zimno ci, skarbie? - zapytałem niewinnie.
Zakołysała się raz do przodu, raz w tył.
- Nie - odrzekła ochryple. - Daj mi spokój! - Jęknęła po chwili.
Posłałem jej pytający wyraz twarzy.
- Nie wiesz, co się stało, prawda?
Pokręciłem głową, zaprzeczając.
Tymczasem z podwórza rozległ się wściekły ryk Setha. Z zaciekawieniem zajrzałem do jego myśli, jeszcze przez chwilę zastanowiwszy się, co gryzie młodego wilkołaka.
Ble, ble, fuj! Jak oni mogli!... Przy mnie! Ohydztwo, ohydztwo jednym słowem!
I wtedy wiedziałem już, co miało tu miejsce.

Ujrzałem twarz mojej narzeczonej, która zaciskała zęby i pięści ze złości. Z miną męczennika podszedł do niej Jacob Black.
- Żartujesz, tak? - zapytał z triumfalnym uśmiechem na wilczej buzi.
Pokręciła głową, zamykając oczy.
- Pocałuj mnie - powtórzyła ponownie.
Kundel obleśnie się uśmiechnął i przybliżył swoją głowę do jej drobnej twarzyczki. Zacisnęła mocno usta w cienką linię, czekając na pocałunek. Wiedziała, że ten głupi kundel wykorzysta szanse do maksimum i będzie przy tym nadzwyczaj brutalny. Po chwili przytknął swoje usta do jej ust. Niemalże po dziesięciu sekundach oderwał się od niej. Jego oczy wyrażały wielki ból i cierpienie.
- Chcesz, żebym zginął? Poległ?
Pociągnęła go za ciemne kudły, ale on zinterpretował to jako znak jej pożądania. Delikatnie ugryzł ją w ucho, przy czym zadrżała leciutko.
- Tak lepiej - zamruczał.
Nie minęła minuta, a już i Bella rozwarła wargi i całowała go z tą samą łapczywością, co on. Byli pogrążeni w wielkiej miłości, niemal widziałem tą aurę, która obejmowała ich spragnione siebie nawzajem ciała. Po kilku minutach namiętnego całowania się moja ukochana odczepiła się od niego, a po jej zarumienionym policzku popłynęło kilka srebrzących się łez.
- O Boże, Jacob. Ja cię kocham - wyłkała. - Kocham was obu.
Przylgnęła do niego całym ciałem, błogo się uśmiechając.
- Od dawna mnie kochałaś! - prychnął. - Ale dopiero po tym pocałunku to zrozumiałaś. Jam panem twego serca.
Podniosła głowę i spojrzała na niego z gniewem.
- Wiedz, że jedna połówka mego serca jest Edwarda, druga twoja, Jake. A teraz idź i wracaj. Proszę.
Brzmiała jak matka, która rozdziela czekoladę na dwie części i tak to też wyglądało.
- Tak jest! - zasalutował i musnął ją lekko w usta.
Następnie zniknął w ciemnych ścianach lasu.

Otrząsnąłem się. Pojęcie tego zabrało mi około dwie minuty. Dzieliłem jej serce z przebrzydłym wilkiem? I oddała swój pocałunek najlepszemu przyjacielowi? Przytknąłem palec do brody. Coś tu nie gra. A owym czymś byłem ja. Zawadzałem im w namiętności, jaką darzyli siebie oboje.
- Ach - burknąłem.
- Edward, zabij mnie. Ja nie chcę... Ja... Kocham was obu! - broniła się.
- Kogo bardziej? - Zażądałem natychmiastowej odpowiedzi.
Zamilkła na chwilę.
- Ja... Edward... Kochanie! - zawyła następny raz.
Moja twarz przybrała lodowaty wyraz i była wyprana z jakichkolwiek emocji.
- Nie nazywaj mnie tak nigdy więcej! - warknąłem, obnażywszy kły.
Z trudem zrobiła kilka kroków w tył, potykając się o własne nogi. Minę miała przerażoną, jakby o mało co nie wyzionęła ducha. Czekoladowe oczy zaszkliły się od łez.
- Rozumiem ciebie - Spuściła głowę. - Dokładnie cię rozumiem.
Wykrzywiłem się w dziwnym grymasie.
- Ależ Bello, zawsze będę cię kochał. Nic nie zmieni mojego nastawienia do ciebie! - zapewniłem.
Jeden sus, a byłem tuż przed nią. Ująłem w dłoń jej podbródek.
- Przeszkadzam wam. Myślisz, że nie zauważyłem tej więzi między wami? Myślisz, że jestem na tyle głupi, żeby...?
Zamknęła mi usta pocałunkiem. Odwzajemniłem go. Ostatni raz poczułem smak jej ciepłych warg. Zostawiłem też coś na pamiątkę. Niecierpliwie wsunąłem dłoń pod jej turkusową bluzkę, gładząc po delikatnym i kruchym brzuchu. Otworzyła szeroko oczy, mierząc mnie czułym spojrzeniem. Odepchnąłem ją od siebie, ciężko dysząc. Obudziło się we mnie lekkie pragnienie zasmakowania krwi, ale z łatwością je pokonałem.
- To był ostatni raz, zapamiętaj go - szepnąłem jej do ucha, jak kwestię Romea.
- Gdzie idziesz, Edwardzie? G-gdzie? - spytała żałośnie.
Wzruszyłem ramionami. Wyglądało to przekonująco.
- Idę na starcie z twoim lubym - dodałem ze złośliwym uśmieszkiem.
Pobladła jeszcze bardziej i opuściła bezwładnie ręce.
- NIE! BŁAGAM, NIE WALCZCIE! NIE TERAZ! - krzyczała, a w jej oczach odmalował się strach.
- Wybacz, Bells. Walczę do końca, tak jak ci obiecałem. I jemu też.
Powoli wychodziłem z namiotu, jak na człowieka przystało. Zrobiłem kilka kroków, nim poczułem nikły ucisk na nodze i zwróciłem tam wzrok. Bella uczepiła się mojej stopy, niczym brzytwy i zaniosła się płaczem. Ciągnąłem ją tak przez kilka dobrych minut za sobą, aczkolwiek później z łatwością posadziłem ją na pożółkłej trawie i skinąłem na Setha. Przytaknął mi szybko swoim futrzanym łbem i zaszedł moją ukochaną od tyłu, łapiąc za jej bluzkę i ciągnąc za sobą, a ta piszczała w wniebogłosy i wyrywała się wszystkimi kończynami.
- KOCHAM CIĘ BARDZIEJ, NAPRAWDĘ! - łgała jak z nut. - NIE RÓB MU KRZYWDY!
Pokazałem jej swoim skrzywionym uśmiechem, że cierpię równie wiele, co i ona. Pomknąłem w te pędy, mając na celu zabicie swojego jedynego rywala, młodszego Blacka.

- Edward? Co ty wyprawiasz? Oni tu będą za dwadzieścia minut! - Alice powitała mnie swoim zniecierpliwieniem, marszcząc nos.
Wywróciłem oczami.
- Nie bój się, siostrzyczko, zdążę - Położyłem dłoń na jej ramieniu. - Gdzie Jacob Black? - dodałem z powagą.
- Tutaj - Tuż za mną rozległ się chrapliwy i donośny głos.
Zacisnąłem szczęki w podzięce, że kontroluję się bardzo dobrze. Odwróciłem się w jego stronę. Przede mną mignęła twarz wilka, pchając mnie z całej siły. Powalił mnie w stronę pobliskiego konaru drzewa, które złamało się pod moim ciężarem.
- Co wy robicie?! Stop! - rozkazał Carlisle.
Wybacz, ojcze. Muszę.
Z gniewem w oczach podniosłem się szybko. Rzuciłem się na niego, kłapiąc zębami. Trwało to może kilkanaście minut, mój psychiczny ból stosunkowo spowalniał roznoszenie się ran, które poniosłem. Nawet Sam nie odciągnął ode mnie Jacoba, a Quil zaciekle kibicował swojemu przyjacielowi ze sfory, drąc się na całe gardło.
- Ona kocha mnie, nie rozumiesz tego? - Zaśmiał się wzgardliwie, gdy wykonywaliśmy dziwny taniec, mierząc siebie wzrokiem. - Co jak co, ale w mowie ciała jestem niezły - przyznał.
Zamiast większego gniewu wstąpiło we mnie uczucie bezradności. A co, jeśli miał całkowitą rację? Opadłem bezwładnie pod jego ciężarem, a on zadał ostateczny cios. Nic nie poczułem, jakby Carlisle wpakował we mnie mnóstwo morfiny. Ostrymi zębiskami ugryzł mnie w żebra jeden raz, potem drugi. Po kilku sekundach to się skończyło, ponieważ Emmett i Jasper rzucili się na mojego przeciwnika, jednym ruchem powalając go na ziemię. Przymknąłem powieki. Przybyli nowonarodzeni, to było pewne. A ja dalej leżałem w objęciach lasu, czekając na najgorsze. Wampiry mdleją? Czy w ogóle mogą? Jak tak, to właśnie taki stan mnie opętał. Z niedaleka usłyszałem ciche ludzkie kroki i bicie serca, a później głośny szloch. Niedaleko mnie toczyła się walka, a ja leżałem półprzytomny w ramionach Belli.
- Zostaw mnie! - sapnąłem ostatkiem sił.
Jacob patrzył na to wszystko z założonymi rękoma, a jego oczy ciskały błyskawice.
- Uciekajmy, Bells. Zostawmy go, dojdzie do siebie - Objął ją w talii.
Ostatnie, co widziałem to moją narzeczoną zakrywającą sobie twarz dłońmi, przytulającą gorącego Blacka, który rozmarzył się o ich związku. Odpadłem z gry. Zamknąłem całkowicie oczy.

Moje złote tęczówki otworzyły się z wahaniem, nie wiedząc, co zastaną przed sobą lub obok siebie. Pierwszą ujrzałem chochlikowatą twarz zmartwionej Alice i rdzawe włosy Esme. Obydwie były w ciężkim stanie, gorszym niż kiedykolwiek. Co ja narobiłem?
- Edward! - Moja przybrana matka objęła mnie za jeszcze bolące żebra. - Tak się martwiłam!
Poczułem pieczenie w oczach. Spojrzałem na moją młodszą siostrę.
- Jak dobrze - orzekła, wzdychając. - Moja wizja się sprawdziła.
Za nimi stała cała reszta: Emmett parskający śmiechem na widok mojej zaskoczonej miny, Jasper opierający się nonszalancko o stół, Rosalie z nieodgadnionym wyrazem twarzy i Carlisle, który miał spuszczoną głowę. Wszyscy, oprócz wiecznie roześmianego Emmetta byli rozgoryczeni.
- Błagam, wybacz. Nie mogliśmy ci w ogóle pomóc! - To z pewnością był głos Rose.
Spoglądałem na każdą twarz z zaciekawieniem. Jak to możliwe, że jeszcze żyję? Wcale tego nie chciałem.
- Gdzie Bella? - wyjąkałem niecierpliwie.
Rosalie prychnęła.
- A zgadnij! Z Blackiem, no a niby z kim! Ciągle wyje w jego ramionach, że sprawiła ci tyle bólu, a on głaszcze ją po włosach... Od początku wiedziałam - mruknęła.
Esme zmierzyła ją gniewnym wzrokiem, który nie pasował do jej ciepłych miodowych oczu i drobnej postury.
- Nie wińmy panienki Swan, kochani. Ona tylko szuka pocieszenia, nic więcej.
- Obawiam się jednak, że więcej - Przełknęła ślinę Alice.
Zamrugałem oczami.
- Jak to "więcej"? - Mój głos przybrał dziwną barwę.
Moja przybrana siostra wykręcała sobie ze zdenerwowaniem palce i zagryzła dolną wargę.
- Miałam niedawno kolejną wizję, jak ona... jak wy się kłócicie i... i jak Jake prosi ją o rękę.
- Zgodzi się? - spytałem szybko.
Westchnęła po raz kolejny.
- Edwardzie, nie mam pojęcia. Ona nawet o tym nie wie, więc i nie podejmuje żadnych decyzji z tym związanych.
Odetchnąłem.
- Odejdę z jej życia raz na zawsze - Wszyscy spojrzeli na mnie z zaskoczeniem, nawet Emmett nabijający się z mojego nastawienia.
- Napisz o tym książkę, człowieku, jak nic będzie z kilkaset stron - zaszydził.
Jasper pokiwał niechętnie głową. Zwróciłem swój wzrok na niego i tę jego blond czuprynę.
- To dobra decyzja, Edwardzie - Zgodził się ze mną chyba po raz pierwszy.
Zmarszczyłem czoło w zniecierpliwieniu.
- Głosowanie? - prychnąłem. - Kto zgadza się ze mną? - Podniosłem jedną brew do góry.
Esme ze zbolałą miną przytaknęła. Carlisle nie podniósł nawet wzroku, nadal siedział otępiały wpatrując się w jeden punkt przed sobą. Rosalie skinęła mi blond lokami. Alice ze skruszoną miną pokręciła głową. Emmett westchnął:
- Będzie bez niej ciężko. A szczególnie bez potykania się o własne nogi i jej śmiesznych rumieńców! Błagam, zróbcie coś! Nie mówcie, że nie ujrzę jej mało refleksyjnej intuicji! - jęknął.
Pokazałem im mój triumfujący uśmieszek. Wygrałem. Ale okropnie trudno przyjąłem do wiadomości, że nigdy więcej nie zobaczę jej czekoladowych oczu.

- Jake? - zapiszczałam. - Dobrze, że Victoria nie żyje!
Rzucił mi rozśmieszone spojrzenie.
- Tak, bardzo się cieszę.
Nie wytrzymałam.
- Co z Edwardem?!
Wzruszył ramionami.
- Pojedźmy do niego! - zaoponowałam.
Wywrócił oczami, ale skinął głową.
- Jedź sama, ja zostaję. Wracaj szybko - Pocałował mnie lekko w czoło, czule głaszcząc po policzku.
- Jasne - Obiecałam.
Czułam się okropnie. Byłam rozdarta między nimi dwoma.

Mój relaks poprzez oczyszczanie umysłu był coś jak podobizna jogi, tylko że o wiele skuteczniejszy. Przerwał mi silnik samochodu, który ociężale warczał przed naszym domem. I te dobrze mi znane bijące serce... Wyjrzałem przez okno. Moje obawy jak najbardziej się potwierdziły.
- Alice! - krzyknąłem poddenerwowany, że dzisiaj nie wcielę mojego planu w życie.
Tak?
- Spław ją, proszę... - Sam nie wierzyłem w to, co powiedziałem.
Nie ma mowy! Uśmiechnęła się szyderczo i skocznym krokiem wróciła do swojego pokoju.
- Zawołaj, proszę, Jaspera - odparłem uprzejmie, siląc się na grymaśny uśmiech.
Jeśli chcesz... A co za to będę miała?
- JASPER! - wydarłem się.
Oby tego nie usłyszała, oby tego nie usłyszała.
Słucham, Edwardzie. Mój brat błyskawicznie pojawił się przy schodach z zaciekawioną miną.
- Powiedz, żeby sobie poszła - Poprosiłem boleśnie.
Moje serce (o ile takowe miałem) podpowiadało mi, bym wpuścił do domu moje życie. By w końcu nabrało sensu. Ale zdrowy rozsądek nie zgadzał się z tym. Uświadamiał mi, że leży w ramionach Jacoba i śmieje się bez liku ze sprośnych żartów.
Rozległ się melodyjny dzwonek do drzwi, który zabrzęczał mi w uszach, niczym najgorsze przekleństwo. Szybkim krokiem udałem się do swojego pokoju, opuszczając salon. Podsłuchiwałem ich dialog, wytężywszy słuch. Coś trzasnęło. Z pewnością były to drzwi.
- Dajcie mi, do jasnej cholery, Edwarda! - warknęła.
Cała Bella.
Jasper manipulował emocjami, które nią targały. Od razu się uspokoiła i opuściła ręce.
- Przykro mi, Edward jest na polowaniu, wróci dopiero za tydzień.
Zmrużyła oczy, mierząc go wzrokiem.
- Akurat! Zrób mi przejście! - Popchnęła go lekko, a on zrobił krok w tył, wiedząc, jakie ma intencje.
Zdenerwowana podążała przez wszystkie pokoje, nawet za szybko jak na swoje ślimacze tempo. I, o dziwo, nie potknęła się ani razu, chociaż raz złapała się balustrady, klnąc cicho. Zachichotałem. Wyskoczyłem z okna, wskakując na drzewo. Napiąłem się i czekałem, aż Bella odjedzie.
- Nie ma go tu! - mruknęła.
Pocieszające. Martwi się.
- Mówiłem ci - Kłamanie szło mu równie gładko, co oczarowywanie Alice.
Odetchnąłem z ulgą. Ale to, na moje nieszczęście, nie był jeszcze koniec jej pogróżek:
- Edward, jeśli tu jesteś, to wiedz, że znam wasz sekret... I wiesz... Jak coś mi się wymsknie, nie miej mi za złe... - Jej głos pieścił moje uszy.
Wstrzymywałem spokój. A co, jeśli rzeczywiście coś powie?
- Na przykład Mike Newton będzie ciekawy! - Zamyśliła się. - To wszystko, co mam do przekazania - Odwróciła się na pięcie w stronę wyjścia.
Jasper szedł tuż za nią i posłał mi zrozpaczone spojrzenie.
Już.
Wskoczyłem do swojego pokoju. Włączyłem uspakajające utwory Debussy'ego, przysiadłem na czarnej kanapie i rozmyślałem. To pewne, że powie Mike'owi. Ale przy jakiej okazji? Przy jakiej sposobności? Czy Newton pracuje w wakacje? Zapewne tak. I tam też się uda. Zacznie swój niewinny flirt i przejdzie do rzeczy. Powstało jedno rozwiązanie. Śledzenie każdego jej ruchu od tej chwili.

Przydałaby się taśma. Do posklejania myśli. Niczym wściekły gepard wcisnęłam pedał gazu, a moja furgonetka zrzęziła cicho. Nie wrócę do Jacoba, może później. Teraz do sklepu Newtonów. Edward zapewne będzie mnie śledził, usłyszawszy wypowiedziane przeze mnie słowa. Zaglądnęłam do lusterka i ujrzałam jeepa Emmetta z przyciemnianymi szybami. Kochanie, mnie nie zwiedziesz... Przystałam niedaleko mojego celu, chichocząc złośliwie jak Alice. Wysiadłam z mojego "luksusowego auta" i mocno zatrzasnęłam drzwiczki. Mój detektyw szukał miejsca do zaparkowania. Zacisnęłam rękę na klamce i... Nie wiedziałam, co dalej. W końcu tajemniczy szpieg wcisnął się w szczelinę między dwoma samochodami. Nie widziałam nawet, kiedy wyszedł, był za szybki jak na mój tępy wzrok. Wzruszyłam ramionami i weszłam do sklepu.

Cholera, obym zdążył. W rozpaczy powie wszystko, co do jednego słowa. Przynajmniej mam pocieszenie, że Mike ją wyśmieje, póki mu tego nie udowodni. Czy najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie przeprowadzka? Zajrzałem przez zakurzone okienko i zobaczyłem Bellę, które trzepocze rzęsami i opiera się o blat stolika oraz Newtona, szorującego półki.
- Mike, powiem ci coś. To taki sekret...
Zacisnąłem zęby. Nie wytrzymałem. Z miną wojownika wszedłem do pomieszczenia i zatrzymałem się przy stoisku z termosami. Moja ukochana odwróciła się do mnie, a jej twarz wypełniło szczęście.
- Edward... - szepnęła, biegnąc w moje ramiona.
Ze ściśniętym sercem pociągnąłem ją tylko za ręce, nakazując, żeby natychmiast wyszła.
- Och - westchnął Mike. - Do zobaczenia, Bells.
Ale jego obiekt westchnień rozmarzonymi oczyma wpatrywała się we mnie. Gdy staliśmy już na chodniku, chwyciłem ją za ramiona.
- Co ty wyprawiasz?! Powiedziałaś mu?...
Pokręciła głową, uwalniając się z mojego uścisku.
- Oczywiście, że nie. Tylko cię sprowokowałam do tego, byś ze mną porozmawiał! - Przytuliła się do mojego torsu.
Nie odwzajemniłem uścisku, a moje oczy dosłownie się paliły.
- Bello. To koniec. Idź do Jacoba, żyjcie razem. Wiem, że go kochasz...
- Do jasnej cholery, przeszkadza ci to?! Bo mi nie, uwierz!
W moich oczach wybuchła lawina gniewu.
- Jasne, że mi przeszkadza ten obleśny kundel, który ma wyniosłe fantazje na sam twój widok! Ty nie słyszysz jego perfidnych myśli, ale ja tak! - Mój aksamitny głos nie brzmiał w wulgarnych słowach zbyt dobrze.
Przydatny był tylko do oczarowywania pań z sekretariatu.
- Dobra, panie wszechmogący. Kocham bardziej Jake'a. Co, lepiej ci?! - Przybliżyła swoją twarz do mojej.
Z nieba spadło kilka kropel deszczu. Poczułem je na swojej kasztanowej czuprynie. Zwiesiłem głowę. W tej właśnie chwili moje serce złamało się na miliony kawałków, a każdy wylądował na innym kontynencie. Czułem się podle.
- A więc żegnaj. Historia się powtarza, prawda? - Na myśli miałem scenę w lesie, gdy wmawiałem, że już jej nie kocham.
Nie wiedziałem już, czy to deszcz spływał po jej policzkach, czy może łzy. Jednym susem dobiegłem do samochodu i pojechałem do domu, cierpiąc niesamowicie.

Kilka miesięcy później...

- Edwardzie, znowu dzwoniła i dobijała się do naszych drzwi - poinformowała mnie Alice.
Ostatnimi czasy spochmurniała, brakowało jej w oczach życia i energii.
- Myślałem, że w końcu weźmie łom lub pusty baniak swojego lubego - mruknął Emmett.
Nawet jemu nie było teraz do śmiechu. Od kilku miesięcy nikomu nie było w ogóle do śmiechu.
- Nie mów tego, proszę - jęknąłem.
Ponownie skuliłem się w kącie, czekając na ból. Rozrywał moje wnętrzności, niczym piła mechaniczna.
- Ej, ty mały popaprańcu, przestań! Mam tego twojego kilkumiesięcznego użalania się nad JEJ stratą po dziurki w nosie! Wy też, prawda? - Postawiła się Rosalie.
Po kilku minutach wszyscy zawstydzeni jedynie pokiwali głowami. Czemu tego nie zauważyłem? Sprawiałem im tylko jeszcze gorszy ból!
- Przepraszam... Naprawdę przepraszam. Nie miałem pojęcia - wytłumaczyłem.
Głos zabrała rozżalona Esme:
- Kochanie, przejedź się gdzieś. Rozerwij się - Wymusiła lekki uśmiech.
- Masz rację, mamo. To żegnajcie.
Przelotnie pocałowałem w policzek wszystkie trzy kobiety w moim domu, a reszcie uścisnąłem ręce. Nigdy tego nie robiłem. Ale to było już pożegnanie. Takie raz na zawsze.

Jak głupi przekroczyłem granicę i ze spokojem wjechałem do La Push. Mijałem jednorodne domy, kierując się intuicją do chaty Sama Uleya. To, co robiłem było niestosowne w stosunku do mojej rodziny i paktu. Wjechałem do lasu, zatrzymawszy się pod spadzistym dachem jednej chatki.
Mmm, pyszne!
Gdyby Emily była moją żoną...
Ukatrupię cię, Quil. UKATRUPIĘ!
Oj, dobrze, dobrze.
Ja biorę ostatni kawałek!

Nieśmiało zapukałem do drzwi. Otworzyła mi wciąż roześmiała twarz owej Emily, narzeczonej Sama. Gdy tylko zobaczyła, z kim ma do czynienia, od razu pobladła. Inni mieli rację, zadawanie się z wilkołakiem przynosi straty. Jej twarz zdobiły szerokie rany, jakby zderzyła się z tirem.
- Witam - Pokłoniłem się jej z udawaną grzecznością.
Zakryła usta dłonią.
- W-wampir! - jąkała się.
Jak na znak wszyscy stawili się za nią w wilczej postaci. Było ich siedem, może osiem, każdy innego koloru. Byli gotowi na atak, jakobym zrobił coś ich kucharce.
Prychnąłem z politowaniem.
- Mam prośbę...
Złamałeś pakt!
Niech dokończy.

- Zabijcie mnie. Rozszarpcie.
To nie będzie trudne.
Będziesz się stawiał?
I tak złamał nasz pakt!

- Tylko nie mieszajcie w to mojej rodziny - O, nie. Nad tym w ogóle nie pomyślałem.
Miałem nadzieję, że Alice nawiedzi wizja, żeby szybko wynieśli się z Forks. Ja już nie miałem wyjścia.
To będzie dla nas uczta!
Zamknąłem oczy. I w tym samym czasie napadła na mnie sfora wilków. Nie walczyłem. Nawet nie próbowałem. Potem już nic nie czułem. Ujrzałem jedynie twarz Belli wijącej się z bólu.
Tak mi przykro, ukochana. Tak mi przykro...

Znowu ze zniecierpliwieniem tupałam nogą rytmicznie w zimną posadzkę. Wybrałam numer Cullenów, mając nadzieję, iż odbiorą.
- Bello! Chyba już ci coś mówiłam!
- Alice! Jak się cieszę, że cię słyszę! - wybuchłam.
Westchnęła.
- Edwarda nie ma w domu...
W tle usłyszałam szloch i suwak zapinanej walizki.
- Co się dzieje?! - wysapałam.
Ale właśnie odłożono słuchawkę. Słyszalne było tylko denerwujące pykanie.
- Niech to szlag! - trzasnęłam telefonem. - Jacob!
Powolnym i cichym krokiem przyszedł do mnie, wybudzony ze smacznej drzemki. Pod jego oczyma widniały cienie w kolorze mojej bluzki. Lecz nagle zmienił wyraz twarzy na skupioną.
- Informacje od sfory. Zaraz wracam.
Warknęłam na niego, ale zdążył już uciec przez okno. Usiadłam na stołku i ukryłam twarz w dłoniach. Gdybym tylko wiedziała, że ten pocałunek zmieni wszystko... Nigdy by do tego nie doszło. A może to Jake był mi przeznaczony? Wycofanie tamtych słów było już niemożliwe. Klamka zapadła. Realnie to właśnie ktoś ją przekręcił, zapewne mój przyjaciel. Minę miał twardą. Tak, tak, to była maska Sama.
- Edward nie żyje - oznajmił bezceremonialnie.
Spojrzałam na niego spod byka.
- To nie jest śmieszne.
- A czy ktoś mówi, że jest? Ja nie żartuję, Bells. Sam o to poprosił. Złamał pakt!
To dlatego Cullenowie wyjeżdżają. To dlatego po drugiej stronie słyszałam głośny "płacz" Esme! Skręcił mi się żołądek, krew napłynęła mi do twarzy, prawdopodobnie byłam bladozielona. Skądś dobiegł głośny wrzask, jakby kogoś rozszarpywano na strzępy. A tym kimś byłam ja. Majaczyłam coś, sama nie wiem co, gdy Jacob niósł mnie do Emily i reszty. Moje życie! Gdzie ono się podziało?! Moje życie... Moje życie... Umarło.

Odpływałem w niebyt, cząstka mnie leciała ponad niebo. A więc jednak miałem duszę. A więc jednak Bóg mnie kochał. Wyciągnąłem ku niemu ręce. Ale zaraz, zaraz. Co się dzieje z moją rodziną? Z Bellą? Myślałem, że jej imię sprawi mi kolejny cios, ale to uczucie już się nie pojawiło. Jak na zawołanie ujrzałem radosną rodzinę na Alasce. A więc się przenieśli. Na szczęście. Rozmawiali z Tanyą, żyli jak dawniej. Ten widok sprawił, że odleciały ode mnie wszystkie troski.
Ale drugi... Gdybym miał zęby, zacisnąłbym je. Gdybym miał pięści, również postąpiłbym tak samo. Widok ten przedstawiał niby radosną twarz dorosłej Belli i roześmianego Jacoba. Oboje wpatrywali się w czwórkę małych Jake'ów biegających po dywanie. Mieli kruczoczarne włosy, acz brązowe oczy. Biegali i krzyczeli z radości, jeden spał w ramionach mojej ukochanej. Ale zaraz... Coś mi tu nie pasowało. Bella miała na twarzy równie duże rany, co u Emily. Szpeciły jej zawsze rumianą twarz. Gdybym mógł, warknąłbym z całej siły. I jej oczy... Jej oczy, niby szczęśliwe, wyrażały wielki ból. Ból spowodowany najprawdopodobniej moją stratą.
Popełniłem błąd. Wielki błąd.
Ale nawet wampir popełnia błędy. Prawda?...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Alice C. dnia Sob 14:42, 07 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Metka^^
PostWysłany: Sob 12:58, 07 Lut 2009 
Cullen


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 1575
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5


o w mordę! końcówka naprawdę mega strasznie! Sad
hmm...niby mi się podobało,ale czasami odechciewało mi się czytać. to nie ten Edward. nie ta Bella. wszystko było takie pokićkane..
ale tak czy siak, mogę Cię wielbić! ;d nasza mała Nessie ma taki talent! piszesz niesamowicie! te wszystkie opisy ,porównania! jesteś GENIALNA! oczekuję więcej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice C.
PostWysłany: Sob 14:37, 07 Lut 2009 
Wyjątkowa istota


Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: La Push


Tak, zgodzę się, to nie ta Bella ani Edward. xD Po prostu tak jakoś ich pokręciłam, żeby dopasowali się do mojej "fabuły". W połowie pisałam bez ładu i składu, dopiero uczę się "pisać".
Ja tam nie uważam, że mam talent. Ale dziękuję za szczery komentarz, Metko. Smile Wasza Nessie się rozwija. Twisted Evil
I mam już w głowie pewien plan na jakiś inny ff Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bells
PostWysłany: Sob 14:48, 07 Lut 2009 
Administrator


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2493
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Niby są inni - ale historia fajna
Przynajmniej Bella ma jakiś charakter - a nie, tak jak w książce, jest prktycznie bezwolna
Ale czemu takie SMUUTTNEE!!!
Mogłby na koniec jdnak z Edwardm zostać... Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice
PostWysłany: Sob 15:30, 07 Lut 2009 
Team Edward


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 1796
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szprotawa


Nessie to było śliczne. Wybaczcie nie mogę nic więcej napisać na ten temat.
Słowa nie wyrażają tyle ile się chce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
miki
PostWysłany: Pią 23:08, 13 Lut 2009 
Człowiek


Dołączył: 03 Lut 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


swietne a koncowka straszna SadSadSad
wrrr jacob juz go nie lubie Very Happy
vampir:Każdy post (nie licząc tych w grach) musi mieć długość co najmniej półtora linijki ciągłego tekstu ORAZ staramy się unikać błędów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
love_twilight
PostWysłany: Wto 21:18, 24 Lut 2009 
Wilkołak


Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań


O matko!
Brak mi słów!
Z jednej strony, racja, nie ten Ed, nie ta Bella!
Ale fajne jest to, że to jest taka... inna opcja.
Ale piszesz świetnie, naprawdę!
Zazdroszcze:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum www.forks.fora.pl Strona Główna  ~  Twilight Fanfiction / Miniaturki i drabble

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach